Moja przygoda z panią Kwiatkowską i jej książką zaczęła się dosyć zabawnie. Jakiś czas temu brałam udział w konkursie, w którym nagrodą była książka autorki. Jako, że na konkursy książkowe jestem łasa, wzięłam udział. Wygrać mi się niestety nie udało. W dzień ogłoszenia wyników pani Kwiatkowska skontaktowała się ze mną, pisząc, że moja odpowiedź bardzo jej się podobała, więc poza regulaminem postanowiła przyznać mi swoją osobistą nagrodę. No proszę! Niespodzianka od losu.
Książkę otrzymałam. Na pierwszej stronie miła dla oka dedykacja. Przyglądam się okładce. Nie podoba mi się. Szczeniak (czyżby mopsik ?) z czerwoną różą w mordce. Psiak może i ujdzie, ale róża - w życiu! Do tego czerwona. Nie cierpię! Słodko. Za słodko.
Zabrałam się za czytanie. Książkę otwierają słowa Dana Browna: "Wszystko jest możliwe. Niemożliwe po prostu wymaga więcej czasu." O tak! I jeszcze raz tak. Kilkanaście rozdziałów tytułują nazwy świąt nietypowych. Tak wiec mamy: Dzień Zagrychy, Dzień Chruścików, Dzień Ręcznika, Dzień Najbardziej Kochanych i jeszcze kilka innych - równie zabawnych.
Bohaterką "Tak dobrze, że aż źle" jest Aleksandra - własciwie Ola. Autorka ani razu nie używa jej pełnego imienia. Ola dobiega trzydziestych urodzin. Jest atrakcyjna, niezależna, wykształcona. I sama - nie samotna! Brzmi znajomo ? Bardzo. Czyżby polski "Seks w wielkim mieście" ?. Jak się okazało, w miarę czytania książki - nie bardzo. Ola nie jest singielką, jest starą panną. Ola nie chodzi w szlafroku, chodzi w podomce. Wszystko co cool, trendy i glamour z premedytacją zastępuje polskimi odpowiednikami.
Od pierwszych stron polubiłam bohaterkę. Ma cięty język, mocny charakter i dobre serce. Otacza ją grono wartościowych przyjaciół. Mamy Basię i Elę - parę lesbijek. Mamy Gosię i Staszka - szczęśliwe małżeństwo. Jest Mikołaj, Zosia, no i Ludwiczek. Przyjaciel, powiernik najskrytszych tajemnic i wspomnień. Ot, taki mopsik do przytualnia. Dodam do tego grona parę uroczych (no może nie od początku) starszych sąsiadów i mamę głównej bohaterki. Całkiem spora i różna pod wieloma względami grupa ludzi.
Ola, oprócz tego, że neguje wszystko, co trąci "zachodem", ma swoją małą tradycję. Obchodzi i niczym królowa celebruje święta nietypowe. Wszystkie skrupulatnie zapisuje w kalendarzu. Mamy więc przyjęcia, prezenty, wyjazdy do Spa. Chcąc nie chcąc, wciąga w to wszystkich swoich znajomych, którzy na jej dziwactwa przymykają oko. Tak samo jak na krótkotrwałe związki, wiedząc dobrze, że Ola bardzo chce poznać Pana Właściwego i stworzyć z nim rodzinę.
Czytając bałam się banalności i przewidywalności. Nic takiego nie miało miejsca. No może czasami przewidywałam - ale tylko troszkę. Ogromny plus daję autorce za poruszenie w bardzo umiejętny i subtelny sposób tematu związków partnerskich, trudnej młodzieży oraz in vitro.
Do samego końca byłam trzymana w niepewności, ale dla takiego zakończenia warto było czekać. Z uśmiechem na ustach i pewnym rozmarzeniem zamykałam książkę.
W ostatnim rozdziale autorka umieściła pełną listę świąt nietypowych. Tym sposobem dowiedziałam się, że 19 marca obchodzimy Dzień Wędkarza, 14 maja Dzień Farmaceuty, a 23 lipca Dzień Włóczykija.
Książkę polecam głównie kobietom. Lekka, przyjemna lektura.Odpowiedni dodatek do słonecznej pogody, hamaka i słodkich malin. Sprawdziłam.