Mój syn zapytał mnie któregoś wieczoru w jaki sposób można stworzyć czytelnika.
Trochę mnie zaskoczył tym pytaniem, bo było bardzo dojrzałe jak na siedmiolatka. Zapytałam więc jak on myśli w jaki sposób można to zrobić.
„Trzeba kogoś zainspirować” padła odpowiedź.
Zebrałam szczękę z podłogi i postanowiłam jeszcze bardziej się starać. Zresztą o uwagę moich dzieci przy wieczornym czytaniu zabiegam już od wielu lat, praktycznie od urodzenia każdego z nich. I pomimo różnicy wieku, zainteresowań, nadmiaru bądź braku energii, zawsze miło jest usiąść wspólnie i poczytać. A jeszcze milej, jeśli nie tylko słuchają, ale również wyciągają z tego wnioski i naukę. Mam nadzieję, że kiedyś zaowocuje to, jeśli nawet nie miłością do słowa pisanego, to przynajmniej przyjemnością z sięgania po nie.
Ściana która nie istnieje, a mimo to powoduje rany.
Drut kolczasty, którego nie można ominąć, a spotkanie z nim sprawia, że krwawimy.
Morze z łodziami, które widzimy, a które nie unoszą się na falach. Przynajmniej dla niektórych.
W końcu życie ludzkie, które powinno być wartością, a jest nią dopiero wówczas, gdy można je przehandlować. Dla niektórych to 500 tys, 200 kóz lub 30 koni, czasem dwupiętrowy dom lub dwa lata pracy pozwalającej wykraść wolność.
Historia Nabu pokazuje jak ciężko jest uciec przed strachem i bólem. Jak wiele trzeba jeszcze wycierpieć, by osiągnąć cel wędrówki.
I mimo, że dotychczasowa droga bardzo ją okaleczyła, poobijała i wystraszyła, decyduje się wyruszyć poza bezkres horyzontu. Do lepszego świata.
„Idziemy -powiedziała do rodziców i brata.
-Dokąd- spytała mama. Nabu rozłożyła ręce. Nie umiała wskazać celu podróży, skoro był tak ogromny, bezkresny. Tak oczywisty i niepojęty.
-Tam- wybąkała- gdzie nie palą się domy.”
Gdy więc pewnego dnia budzi się na plaży nie ma już siły iść, może się tylko turlać, turlać, śmiać i płakać ze szczęścia. W końcu dotarła poza mur, poza drut, poza łódki. I nagle otaczają ją ludzie. Niektórzy mają twarze uśmiechnięte, drudzy zagniewane. Jedni wyciągają ręce w stronę domu, drudzy w stronę morza i Nabu nie wie, czy chcą żeby znów do niego weszła, żeby wróciła do tego, co z takim trudem opuściła?
” Tak, ta zabawa w wyciąganie palców i rąk musiała na tym polegać. Że każdy wyciąga je, tak jak czuje i chce. A wygrają ci, którzy wyciągną silniej i których będzie więcej. (…) Połowa tłumu wskazywała domy, połowa morze. A raczej nie wskazywała, tylko wskazuje. Teraz. Bo to jest właśnie ta chwila”
To właśnie jest ta chwila kiedy odwracamy wzrok, nie widzimy tych setek tysięcy ludzi, którzy uciekają przed płonącymi domami, przed niewidzialnymi ścianami, ostrymi drutami kolczastymi i nieistniejącymi łodziami by odnaleźć spokój i bezpieczeństwo.
Nie popieram roszczeniowej i ekonomicznej emigracji. Emigracji, która stawia warunki, nie umie dostosować się do panujących praw, obowiązków i zwyczajów. Natomiast zamykanie drzwi ludziom, którzy uciekają przed wojną: rodzinom z dziećmi, samotnym matkom, jest niewłaściwe. Uważam, że trzeba pokazywać i mówić dzieciom, że świat nie jest tak doskonały, jakbyśmy chcieli go widzieć. Jest na nim zarówno szczęście, dobro i piękno, ale gdzieś obok toczy się wojna, ludzie cierpią, a ich dotychczasowe życie obraca się w ruinę…