Na okładce książki „Szczęście na miarę” widoczna jest skromna a jednocześnie urocza sukienka zawieszona na manekinie. W górnej części frontowego obrazu znajduje się wizerunek pięknej, zamyślonej kobiety. Te dwa elementy doskonale wpisują się w treść powieści skrywającej się za tą subtelną grafiką o stonowanych, jasnych barwach.
Leonard Kittay od wielu lat prowadzi zakład krawiecki o szczególnej specjalizacji. Tu powstają tylko i wyłącznie sukienki. Nie są to jednak zwyczajne ubrania, gdyż mają moc spełniania marzeń. Przynajmniej tak twierdzą klientki, które skorzystały z usług pracowni Kittaya. Jedną z nich jest Lidia, przyjaciółka Dagny, dziennikarki w lokalnej gazecie. Lidia zwierza się, że dzięki sukience od pana Kittaya, spełniło się jej pragnienie. Dagna sceptycznie podchodzi do tych rewelacji. Postanawia użyć podstępu i udowodnić, że Leonard jest po prostu oszustem. Nie spodziewa się, że ten krok zmieni wiele w jej życiu, niekoniecznie tak, jakby chciała.
Leonard to pan w starszym wieku, samotny z wyboru, spokojny, nosi w sobie tęsknotę za dawną miłością. Nie szuka sławy, mimo że ma niespotykany talent do szycia cudownych sukienek. Uważa, że kobiety robią sobie krzywdę chodząc w spodniach, gdyż to właśnie sukienki dodają wdzięku i urody. On nie wierzy w moc stworzonych przez siebie kreacji ale jego klientki mają na ten temat odmienne zdanie. Stopniowo dowiadujemy się coraz więcej o jego życiu, skrywanych sekretach, historii niespełnionej miłości i pewnej żółtej sukienki uszytej dawno temu dla ukochanej Małgorzaty...
Fabuła od początku otuliła mnie swoim klimatem i sprawiła, że wniknęłam w nią całkowicie. Nie ma w niej zawrotnego tempa, raczej wszystko toczy się spokojnie ale obrazy, które powstawały w mojej wyobraźni, dzięki sugestywnym opisom wnętrza pracowni, emocji towarzyszących bohaterom a przede wszystkim sukienek spowodowały moje coraz większe zainteresowanie. Najważniejszymi bohaterkami w tej powieści są sukienki, w różnych fasonach, barwach, deseniach, dodatkach i wzorach, dobrane idealnie do gustu i charakteru osoby, dla której powstały. Pracownia Leonarda ukazana jest niczym magiczny warsztat krawieckiego alchemika, który z kawałka niepozornego materiału potrafi wyczarować nieziemską kreację.
Pomaga mu w tym urocza współpracownica Mirela, dla której szycie jest czymś magicznym. Niestety, prawa rynku powodują, że zakład Leonarda przechodzi kryzys i nie stać go na zatrudnianie dodatkowych osób. Mirela zatrudnia się w sklepie z garniturami, gdzie nie czuje się spełniona.
Autorka ukazała świat, który odchodzi w zapomnienie, zdominowany przez przemysłowe produkcje ubrań, burzący indywidualność, oryginalność. Uświadamia tym samym, że gdy w swoją pracę wkładamy serce, wówczas daje nam ona satysfakcję i radość.
„Szczęście na miarę” to piękna historia wypełniona ciepłem, nostalgią i uczuciami w różnej postaci. Na pierwszy plan wysuwa się miłość, która nigdy nie gaśnie, ciągle jest żywa, mimo upływu lat i różnych zakrętów życiowych. Nie brakuje też przyjaźni, zazdrości, ludzkiej zawiści ale też humoru, w postaci wścibskiej sąsiadki Leonarda. To także opowieść o pasji, przemijaniu, tęsknocie i urzeczywistnianiu marzeń. Czyta się ją niespiesznie, lekko, czasami z zadumą nad tym, czego w życiu pragniemy i co jest dla nas ważne. Na tle wielu wydarzeń wyłania się refleksja, że marzenia się spełniają ale warto losowi czasami pomóc… gdyż największymi i najlepszymi magami jesteśmy my sami.
Książkę przeczytałam dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
https://ezo-ksiazki.blogspot.com/2021/02/720-szczescie-na-miare.html