Księżycowe Miasto od pierwszego tomu wzbudza kontrowersje. Jest to pierwsza seria autorki dla dorosłych, także nie boi się ona tutaj wplatać scen łóżkowych czy używać wulgarnych słów. Dodatkowo Wydawnictwo oba tomy podzieliło na dwie części, tłumacząc to wygodą czytelnika oraz dbałością o stan książki. Wielu nie zgadzało się z tym argumentowaniem. Dla mnie takie rozwiązanie jest dobre. Obszerne pozycje zdecydowanie trudniej trzymać w dłoniach, a z racji, że zazwyczaj czytam leżąc lub siedząc na łóżku, im lżejsza książka, tym dla mnie lepiej. Jeżeli ktoś zabiera lekturę w podróż, również powinien cieszyć się z tego rozwiązania.
Bryce i Hunt po wydarzeniach z pierwszego tomu, żyją spokojnie, poznając siebie nawzajem. Asterii darowało im życie pod warunkiem, że nie będą się rzucać w oczy i sprawiać problemów. Oboje postanowili, że dostosują się do tego polecenia i skupią się na sobie i codzienności. Wkrótce jednak Bryce dowiaduje się, że jej ojciec zaręczył ją z księciem Avallen, a zaraz po tym w miarę poukładane życie dwójki bohaterów zostaje całkowicie wywrócone do góry nogami, a oni ponownie wplątują się w coś, z czego mogą nie wyjść cało.
Długo zabierałam się do tej powieści, bo choć pierwszy tom mi się podobał, wiele negatywnych opinii nie zachęcało do przeczytania. Dodatkowo według mnie autorka powędrowała w kierunku, który mi się nie podoba i po Dwór Srebrnych Płomieni w ogóle nie sięgnęłam. Księżycowe Miasto nadal jednak pozostawało w kręgu moich zainteresowań i w końcu postanowiłam wziąć ten ciężar na swoje barki i przeczytać, co Sarah Maas wymyśliła.
Może nie jest to nadzwyczajna powieść, od której ciężko się oderwać, ale i tak bardzo dobrze się przy niej bawiłam. Analogicznie, jak w pierwszym tomie, tutaj również pierwsza część to wprowadzenie do historii i dopiero pod koniec akcja zaczyna się rozkręcać. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę, ponieważ mogłam spokojnie poznać nowych bohaterów i wgłębić się w skomplikowane relacje między nimi. Zarzut dotyczący scen erotycznych, które biorą się z niczego, mogę śmiało wyrzucić do kosza. Według mnie nie ma tutaj czegoś takiego, więc odwrotnie - zachowanie bohaterów jest według mnie zupełnie normalne. Może się wydawać, że podczas poważnych rozmów nie ma miejsca na erotykę, ale… czy aby na pewno tak jest? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie.
Jedyny minus jaki mam to fakt znajomości poprzednich powieści Maas i schematy, które się w nich pojawiały. Co za tym idzie, cały czas zastanawiam się, w jaki sposób autorka rozdzieli Bryce i Hunta, bo w to, że ta para będzie z sobą do samego końca powieści, nie wierzę. Mam już nawet kandydata na kolejnego partnera dla naszej głównej bohaterki. Jestem bardzo ciekawa, czy moje przypuszczenia się sprawdzą.
Podsumowując, Dom Nieba i Oddechu jest przyjemną lekturą, dobrze napisaną, przy której można spędzić czas. Nie ma tutaj nic nadzwyczajnego czy porywającej fabuły, która sprawi, że nie będziemy mogli oderwać się od książki. Akcja początkowo leniwie kroczy do przodu, zapoznając nas z nowymi bohaterami czy wątkami, a martwa Danica przez cały czas przewija się w historii. Jej tajemnice powoli wychodzą na światło dzienne, wzbudzając coraz większe zdziwienie u Bryce. Koniec pierwszej części dostarcza nam coraz więcej odpowiedzi, jednak pamiętajmy, że tak naprawdę jest to dopiero połowa książki, a to co najlepsze czeka na nas w drugiej części.