Obecny bohater jutuba, być może kandydat na prezydenta a parę lat temu dziennikarz piłkarski napisał tę książkę w 2016 roku. Rzecz opowiada o różnych wydarzeniach w rodzimej piłce w latach 2000-2015. Powstała trochę plotkarska, trochę informacyjna rzecz o naszym futbolu.
Sporo w książce lekko zwietrzałych ciekawostek, na przykład dowiadujemy się, że w 2013 r. Boniek oprócz kandydatury Nawałki na selekcjonera poważnie myślał o Dariuszu Wdowczyku i Paolo Maldinim. Sporo pisze Stanowski o osławionym Fryzjerze, ale Ameryki nie odkrywa, wiadomo, że w tamtych czasach korupcja była powszechna, a kto nie dawał/brał, ten tkwił na marginesie środowiska jako czarna owca...
Nie zostawia suchej nitki Stanowski na Franzu Smudzie jako trenerze kadry pisząc: „Reprezentacja Polski przed Euro 2012 była spontanicznym kompletnym bałaganem, klockami, które rozsypano na podłodze, a potem pośpiesznie zebrano, nie bacząc na to, czy elementy do siebie pasują.” Widać z tego, że wybitni trenerzy ligowi nie muszą zupełnie się sprawdzać w prowadzeniu kadry.
Ciekawie pisze o tym, że większość naszych piłkarzy w trakcie kariery wydaje pieniądze na prawo i lewo, a po zakończeniu kopania piłki nie mają z czego żyć. I tak na przykład Radosław Kałużny pracował przez pewien czas w magazynie DHL na angielskiej prowincji. Poza tym „choroba hazardowa jest chorobą zawodową naszych piłkarzy.” Przy okazji dowiadujemy się, który z naszych obecnych reprezentantów miał duży problem z hazardem (chyba rozwiązany). Ot, taka ploteczka...
W swoich sądach na temat innych osób bywa Stanowski bardzo emocjonalny, takie silne zaangażowanie przesłania mu myślenie. I tak, kocha Zbigniewa Bońka, twierdząc przy okazji, że ten był naszym najwybitniejszym piłkarzem. No cóż, nie do końca się zgodzę, obok Bońka na pewno można postawić dorównujących a może i przewyższających go talentem: Gerarda Cieślika, Lucjana Brychcego, Włodzimierza Lubańskiego czy Kazimierza Deynę, niestety albo żyli w złych czasach, albo nie umieli dobrze pokierować swoją karierą; Boniek natomiast umiał się o siebie zatroszczyć jak mało kto, no i bardzo dobrze... W ogóle rozdział o Bońku ocieka lukrem.
Z drugiej strony nie lubi bardzo autor książki Cezarego Kucharskiego. Jego atak na Kucharskiego ma charakter personalny, to poziom paszkwilu czy donosu. No cóż, obaj panowie się poróżnili bardzo dawno temu i do dziś Stanowski Kucharskiego nie znosi. Ten rozdział jest plotkarski i insynuacyjny i wyraźnie odstaje poziomem od reszty. Po co coś takiego włączać do książki?
Napisane to wartko i potoczyście, czyta się szybko i lekko, ale zbyt częste skręty w stronę stylu i poetyki tabloidu rażą. Tak, że wrażenia mam mieszane.