Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Trwające już parę lat wzmożone zainteresowanie mitologią słowiańską, zaowocowało w końcu książką Kamili Szubełek pt. „Droga do Wyraju”. Książka miała całkiem wyraźną promocję na Instagramie, więc sięgnęłam po nią z ciekawością.
Głównym bohaterem powieści jest (a jakże!) wąpierz, (przecież zawsze, kiedy najważniejszą postacią ma być potwór czy demon to jest to wampir), Elgan, który choć na co dzień dobrze żyje z ludźmi, na skutek splotu przeróżnych okoliczności, ląduje w drodze do tajemniczego Czarnoboga ze śmierdzącym, nieszczęśliwym demonem u boku. Kultowe zdanie z gry głosi, że „przed przystąpieniem w drogę należy zebrać drużynę” i każde szanujące się fantasy topos wędrówki wdraża w stopniu mniejszym lub większym. Autorka nie zapomniała więc o wyposażeniu ekipy w innych bohaterów. Do wąpierza dołącza więc szamanka, Dorada oraz znachor, Mirosław. I razem wędrują do miejsca, którego nigdy nie widzieli na oczy. Po co? Ano, żeby nasz nieszczęśliwy, śmierdzący demon odnalazł swoje miejsce na ziemi. Po drodze Elgan usilnie próbuje sobie przypomnieć, kim był przed przemianą w demona, tym bardziej, że wszystko co zaczyna się dziać ma z tym jakiś tajemniczy związek.
Początkowe zwroty akcji zapowiadały raczej książkę o charakterze komediowym i przyznam, że zdarzyło mi się parę razy zachichotać. Jednak im dalej w las tym chyba trochę poważniej. Sprawa, dla której Elgan w ogóle wyrusza z wioski zaczyna tracić na znaczeniu wraz z pojawianiem się innych, poważniejszych problemów. Czy mi to przeszkadzało? Z jednej strony nie, wiadomo bowiem, że jak się wystawi stopę za próg domu to nigdy nie wiadomo co nas czeka. Z drugiej strony tak, ponieważ odniosłam wrażenie, że autorka chce wcisnąć w tę małą książkę (310 stron) jak najwięcej akcji. To nie jest zły zabieg, a jednak fakt, że gdziekolwiek bohaterowie nie trafiali tam czekał ich kolejny kryzys i to na dodatek do rozwiązania w dalszej drodze a nie na miejscu, lekko irytowało. Łatwo można było stracić z oczu główny wątek, którym był… no właśnie, co? Bo o ile na początku można było pomyśleć, że chodzi po prostu o misję Elgana i małego demona, Smęta, tak na końcu byłam raczej skłonna przypuszczać, że cała fabuła opierała się jednak na tajemnicy tożsamości wąpierza.
Elgan jako główny bohater w uzasadniony sposób wysuwa się na pierwszy plan powieści i jest postacią najbardziej rozbudowaną. I udaną. Kuleją jednak trochę jego relacje z pozostałymi członkami grupy. Przekomarzanie się i wieczne kłótnie z Doradą, podkreślanie to jak się nie znoszą i celebrowanie „cichych dni” między nimi po entej z kolei takiej scenie, powodowały już tylko przewracanie oczami i zupełnie nie kupiłam stwierdzenia, że Dorada była dla Elgana „najważniejszą osobą”. Kiedy się nią stała? I dlaczego? Rozumiem, że spędzili ze sobą sporo czasu, ale turniej w złośliwościach nie powinien kończyć się wybuchami cieplejszych uczuć a raczej niechęcią. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie wyczuwałam między nimi chemii, o której pisali inni recenzenci. No i niech mi ktoś wytłumaczy, czemu Mirosław tak entuzjastycznie i irytująco pragnął zostać jego przyjacielem? Bo co? Rozumiem, że ”Droga do Wyraju” to debiut pani Szubełek, ale przydałoby się jednak więcej motywacji bohaterów. Bo ja akurat jestem z tych czytelników, którzy nie przyjmą niczego za pewnik. Jeśli ktoś jakoś się zachowuje to chcę wiedzieć „dlaczego?”.
Kolejnym minusem jest oszczędność w opisach miejsc i krajobrazów. Mamy do dyspozycji mapkę, wiemy, że bohaterowie przemieszczają się po krainie a jednak jakoś zabrakło mi większej ilości opisów, (i to mówię ja, osoba, dla której najważniejsze w książce są emocje bohaterów ;). Odniosłam wrażenie, że jeśli dane miejsce nie miało znaczenia dla akcji, która zaraz miała się wydarzyć, nie było opatrzone opisem. Bohaterowie po prostu jechali do przodu i omijali je. A szkoda. Autorka mogła wykreować piękny i bogaty świat, skupiła się jednak bardziej na akcji i dialogach. Cóż, to też nie jest minus sam w sobie, ale jednak rzuca się w oczy. Zabrakło mi też większej ilości bogów, stworów i demonów, (bogata mitologia słowiańska pozwala w nich przebierać i wybierać), ale „Droga do Wyraju” to dopiero pierwszy tom. Można mieć nadzieję, że jeszcze uda się poznać więcej słowiańskiego świata.
Minusy minusami, ale książkę naprawdę dobrze i szybko się czyta, (głównie przez nagromadzenie akcji). To idealna lektura na oderwanie się od obowiązków po ciężkim dniu. Styl autorki jest przyjemny, a przy tym całość jest obiecującym i udanym debiutem. I choć od czasów doktora House’a co drugi bohater książki, serialu czy filmu jest sarkastycznym gburem, postawa Elgana nie irytuje. Zabieg z wyparciem z pamięci swojego śmiertelnego życia to dobry chwyt, by przekonać czytelnika do sięgnięcia po kolejną część. Czy to zrobię? Raczej tak. Z nadzieją, że odnajdę tam więcej mitycznej słowiańskości.