Wallis Simpson to jedna z najbardziej znienawidzonych przez Brytyjczyków postaci XX wieku. Nazywana przez Elżbietę II “tą kobietą”, w ogromnym stopniu przyczyniła się do objęcia przez nią tronu. Kim tak naprawdę była Wallis i dlaczego szła za nią tak niechlubna sława? Książka “Wallis Simpson. Księżna” autorstwa Wendy Holden to zbeletryzowana biografia, opowiadająca dzieje tej niezwykle kontrowersyjnej osoby.
Miałam okazję przeczytać wcześniej inną książkę napisaną przez Panią Holden, “Królewską guwernantkę”. Choć po jej lekturze byłam nią szczerze zachwycona, to muszę przyznać, że “Wallis Simpson. Księżna” bije wcześniejszą na głowę. Bardziej wciąga, nie pojawiają się w niej żadne nużące momenty, jest napisana jakby bardziej przystępnie. Nie jest też oczywiście pozbawiona wad, bo w pierwszych rozdziałach zdarza się, że od głównego wątku fabularnego nagle wije się niezmiernie dużo odnóg, swoistych historyjek pobocznych, bądź innego rodzaju wtrąceń. W moim odczuciu wplecione w ten sposób “dodatki” stały się niepotrzebnymi rozpraszaczami, ale nie wpływa to w większym stopniu na całokształt i na późniejszym etapie powieści na szczęście zanika.
Wallis jest Amerykanką, która choć urodzona w dobrej rodzinie miała trudne dzieciństwo. Kiedy miała zaledwie dziewiętnaście lat wyszła za mąż za bardzo nieodpowiedniego mężczyznę. Za brutala i gwałciciela, który poniżał ją przez wiele lat. Kiedy dwanaście lat później rozpoczyna pożycie małżeńskie u boku drugiego męża, nie ma nic - ani majątku, ani pewności siebie, ani nawet przyjaciół. Pewnego dnia to się zmienia - trzydziestoczteroletnia wtedy już kobieta dzięki swoim usilnym działaniom, wdziera się prawie szturmem do kręgów towarzyskich brytyjskiego następcy tronu. Wendy Holden w doskonały sposób opisuje jej drogę na arystokratyczne salony i działania, które doprowadziły do tego, że brytyjski król właśnie dla niej zdecydował się na abdykację.
Niezwykle podoba mi się sposób prowadzenia narracji w tej powieści. Akcja dzieje się w dwóch liniach czasowych - pierwsza, kiedy Wallis jest już starszą panią po siedemdziesiątce i towarzyszy swojemu mężowi, byłemu królowi w ostatniej ziemskiej drodze na cmentarz, oraz druga zaczynająca się w momencie gdy główna bohaterka ma 34 lata i właśnie drugi raz wychodzi za mąż. Obie linie nieustannie się przeplatają, przez co jednocześnie poznajemy spojrzenie bohaterki w połowie i u schyłku jej życia na wszystkie wydarzenia.
Podoba mi się również styl pisania Wendy Holden. Każde zdanie w tej powieści jest gładkie, można by rzec, że wypolerowane na pełny połysk niczym złota zastawa w Pałacu Buckingham. Dzięki tej polerce przez fabułę sunie się niesamowicie sprawnie, a akcja z każdą mijaną stroną nie zezwala na nudę. Co najwyżej na zniechęcenie do głównej bohaterki…. Oj tak, bardzo, ale naprawdę bardzo nie polubiłam Wallis, a zwłaszcza jej młodszej wersji. Denerwowały mnie jej aspiracje dostania się za wszelką cenę do wyższych sfer, przy jednoczesnej, totalnej ignorancji spraw doczesnego życia.
Próbowała ona żyć ponad stan, ciągnęło ją do luksusowych restauracji, choć jej aktualnego męża nie było stać na takie ekstrawagancje. Bo wtedy wiele kobiet jeszcze nie zarabiało na siebie, a jedynym żywicielem rodziny był mężczyzna. Kobieta choć twierdziła, że kochała Ernesta, to zaczęła się nudzić w tym małżeństwie i zapragnęła ucieczki. Biedny Ernest aby zatrzymać ją przy sobie, nie dosyć, że godził się na całkowitą abstynencję seksualną, to jeszcze opłacał wszystkie jej szalone pomysły, kreacje i uczestniczył w poniżających przedsięwzięciach.
Wallis była kobietą pełna ambicji, które totalnie do mnie nie przemawiają. Gotowa na wszystko byleby tylko dostać się na arystokratyczne salony. A te z kolei nie liczyły się z nikim, miały własne zasady, albo i ich brak. Owszem, Wallis udało się zostać Księżną, ale jakim kosztem? Po lekturze książki jawi mi się ona jako osoba pragnąca świecić nawet jeśli nie własnym blaskiem, to chociaż odbitym. Pełna kompleksów podziwiała tych wszystkich ludzi, jakby byli jakimiś bogami, a nie takimi samymi śmiertelnikami jak wszyscy inni… Może zabrzmi to dosyć mocno, ale sprawiała wrażenie głupiej gęsi i fatalnej ignorantki, która potrafi zniweczyć lata walki feministek o prawa kobiet…
Dla przykładu przytoczę pewną wymianę zdań jej z Ernestem:
“- Wallis, czy ty choć masz pojęcie, czym jest socjalizm?
Niepewnie wzruszyła ramionami.
- Niezupełnie.
- To ideologia, która głosi że wszyscy są równi i mają te same prawa.
- I co w tym złego?
- Nic. Ale monarchia jest tego dokładnym przeciwieństwem.
Wallis chwilę się zastanawiała.
- A nie można tego pogodzić? Czy król nie może mieć socjalistycznych poglądów?
Ernest przetarł oczy.”
Podsumowując - książka jest świetnie napisana i dobrze się ją czyta.Chyba, że ktoś tak jak ja dostanie białej gorączki przez mentalność głównej postaci i głównie będzie się denerwować w czasie lektury. Podobno Wallis można było kochać, lub nienawidzić. Jedno jest pewne - bez niej historia nie tylko Wielkiej Brytanii, ale całego Świata mogłaby potoczyć się całkiem inaczej. Nawet z kart tej książki można wyczytać, że Edward (Dawid) nie krył się ze swoją sympatią dla działań Adolfa Hitlera. Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby to jednak on zasiadał na tronie w czasie Drugiej Wojny Światowej? Nie nam to już rozważać, natomiast tę biografię Wallis Simpson szczerze polecam, otwiera ona szerszy widok na świat winsdorskich korytarzy, obyczajów, ich sympatii i antypatii.