Książka autorstwa Jerzego Rzepki-Leszczyńskiego pod tytułem „Przygody dawnego Wojaka Szwejka po wojnach światowych. Tom II”, to pozycja naprawdę wyjątkowa. Już pierwszy tom mocno mnie wciągnął, i co tu dużo gadać – zachwycił. Jednak tom drugi to jeszcze lepsza zabawa. Niewysublimowane poczucie humoru, miejscami nieco cyniczne, dosadne do tego stopnia, że człowiek zastanawia się, jak te wszystkie paradoksy PRL-u mogły mieć miejsce? A jednak, mogło. Autor ówczesny stan ducha, stan moralno-polityczny Polaków oddał jak żadna inna książka historyczna. O ile oryginalny wojak Szwejk nie bardzo przemawiał do mojego jestestwa, o tyle polskie wydanie czy też ujmując bardziej rzeczowo, polskie wydanie, zdecydowanie jest dla mnie zrozumiałe, niemal autentyczne. Ale do rzeczy.
Tym razem spotykamy naszego bohatera u progu świąt Bożego Narodzenia 1980 roku. Tak, tak się składa, że dzieje się to tuż przed ogłoszeniem przez Wojciecha Jaruzelskiego „sławetnego” stanu wojennego. Nasz Szwejk jakoś nie bardzo przejął się tym stanem rzeczy. Mając ugruntowaną pozycję społeczną, mnóstwo znajomości i niezwykłe poczucie humoru, potrafi wyjść cało z każdej opresji. Nic go nie trapi, nic nie jest w stanie wytrącić go z równowagi i nonszalanckiego podejścia do życia. Nie ma takiej sytuacji, z której nie potrafi wyjść z podniesioną głową, opity, pojedzony, zaspokojony… Nasz Wojak czerpie z życia pełnymi garściami, obchodząc wszelkie zakazy, nakazy, uzusy, przyzwyczajenia. Ma przyjaciół wszędzie, i potrafi zjednać sobie każdego, nawet jeśli początkowo wszystko zapowiada się inaczej. Słowem – istny geniusz, ideał człowieka tamtej epoki. Nieustraszony, nieugięty, z poczuciem humoru, człowiek z krwi i kości. W drugiej części polskich przygód Szwejka, nasz bohater staje się bardziej bezpośredni, mniej upierdliwy, bardziej rzeczowy. Jest Polakiem czystej krwi, a na pewno z nastawienia.
Bardzo spodobało mi się to, że Autor ukazując przygody swego tytułowego bohatera, ukazuje stan mentalny polskiego społeczeństwa lat 80. I choć nie są to czasy, które pamiętam, to znam ten typ ludzi, którzy w latach 90. robili dziwne interesy, potrafili obchodzić wszelkie przepisy lub interpretować je na swoją korzyść. Jak to rapował O.S.T.R. „miejsce Polska, system samowolka”. I tym cytatem można by skwitować cały sens powieści. Jednak byłoby to nazbyt szybkie uproszczenie, bowiem w książce znajdziecie również opisy ludzkich dramatów i porażek, które zostały przedstawione z pozycji nieco humorystycznej. To tak, jakby Autor zapraszał nas, abyśmy rozliczyli się z naszym chciejstwem, naszym narzekaniem narodowym. Zdaje się sugerować, że może było ciężko, ale wyszliśmy z tego wszystkiego z podniesioną głową. Zdaje się mówić – zobaczcie, w mrocznym czasie, potrafiliśmy śmiać się z siebie samych. Wyjmijmy ten kołek w d… i zacznijmy żyć pełnią życia. Ale może to moja nadinterpretacja. Jednak o tym będziecie musieli przekonać się sami.
W powieści znalazłem wiele ciekawych sformułowań, które aż chce się przytoczyć. Autor nie liczy się z żadnym autorytetem, ani moralnym, ani politycznym… Wali prawdą prosto między oczy. I bardzo taki zabieg mi się podoba. Zdecydowanie brakuje tego w naszej narodowej martyrologii, publicystyce i debacie społecznej. Jednak momentami przydałoby się przypisy. Wątpię, by pokolenie 20-latków wiedziało kim był na przykład Jan Nowak-Jeziorański, i co uczynił. A takich „Don Kichotów” w książce znajdziecie znacznie więcej. Rzepka-Leszczyński wali dosadnymi komentarzami na lewo i prawo. Dla niego nie ma świętych krów. I dobrze, bo prawda nigdy nie leży dokładnie po środku, a żaden autorytet nie jest bez skazy. W tekście zaznaczyłem sobie mnóstwo takich pięknych opisów sytuacji. Pozwolę sobie przytoczyć jeden, dotyczący Telewizji Polskiej i polskich bohaterów, przedstawianych w latach 80. Oto i on: „Kierownictwo telewizji specjalnie wybierało takie filmy, które rozpalały patriotyzm, a przy tym pokazywały niekwestionowaną szlachetność polskiego rycerza oraz polskiego żołnierza w każdej dziedzinie życia, zmuszając widza do stawania po stronie filmowego bohatera i okazywania mu szacunku bez względu na to, ile osób by zabił albo zgwałcił. Bohater polskiego filmu historycznego lub wojennego zawsze musiał być postacią pozytywną, a jeśli zabijał i gwałcił, to czynił tak wyłącznie z pobudek najszlachetniejszych, bardzo często patriotycznych” (str. 32). Obrazoburcze, prawda? A takich głębokich, naprawdę inteligentnych przemyśleń jest znacznie więcej. już choćby tylko z ich powodu, warto sięgnąć po tę pozycję.
Czy polecam? Tak, tak, tak! To fajne niehistoryczne źródło o naszej historii, napisane ze swadą, humorem, a jednak z pewną nostalgią. Za dawnymi więziami społecznymi typu „my kontra system”, a może za tym, że każdy miał niewiele, a i tak potrafiliśmy się porozumieć. Szkoda, że tylko przy wódeczce. Swoją drogą, to interesujące, że przy spożyciu wódki szło załatwić każdy problem, dopiąć każdy interes, stanąć ponad prawem.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.