Horrory zawsze budzą we mnie strach przed ciemnościami, lęki przed samotnym spacerowaniem po ulicach oraz powodują koszmary. Dlatego też nigdy nie sądziłam, że książka, która podobnie jak film z gatunku horroru, zawiera brutalne i drastyczne sceny może mnie zaciekawić. Wszystko zaczęło się od książki Lisy See Sieć Rozkwitającego Kwiatu, gdzie ugotowano poćwiartowanego człowieka a drugiego wręcz rozmazano po całym pokoju. Okropne? Okropne, ale bardzo spodobało mi się to, że tak mocne rzeczy nie budzą we mnie przerażenie, kiedy są na papierze. Zjawisko to zaciekawiło mnie na tyle, że sięgałam po kolejne tego typu książki, aż w końcu natrafiłam na recenzję Londynu we krwi na blogu znajomego, która zaciekawiła mnie z powodu opisanej w niej zbrodni - morderstwo + trup z nożem w odbycie. Po prostu nie mogłam nie sięgnąć po tą książkę. Nie mogłam.
Wszystko zaczyna się dość tajemniczo: jedno morderstwo, drugie z obietnicą, że nie będzie ostatnim i zaczyna się gra, w którą uwikłani zostają zarówno zwykli obywatele, jak i ludzie z okładek gazet, z najwyższych szczebli drabiny politycznej, a wszystko na kilka dni przed wyborami na premiera. Po raz pierwszy ludzie z wyższych sfer stają przed realnym zagrożeniem, przed którym nie potrafią ich obronić ani ich ochroniarze, ani policja. Trup za trupem, morderstwo za morderstwem, liczba osób z listy do odhaczenia robi się coraz mniejsza. Morderca jest już niemal na samym szczycie. Czy John Carlyle, któremu przyszło rozwiązać tę sprawę, da radę? Czy kandydat na premiera i jego brat zginą? Czy uda się zapobiec kolejnym zbrodniom? To musicie sprawdzić sami.
Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś więcej i czuję spore rozczarowanie. Wizja zbrodni tego rodzaju stworzyła w mojej głowie wyobrażenie opowieści pełnej krwi, flaków i innych bebechów dosłownie wszędzie. Spodziewałam się kreatywności w zabijaniu, politycznego backstage'u, machlojek, nadużywania władzy dla własnych korzyści, obnażenia ludzi z wyższych sfer i pokazania jak to jest tam naprawdę. Zawiodłam się pod tym względem, bo książka, pomimo tego, że jest dobra, nie jest tym, co chciałam przeczytać. Zapowiedź powieści pokazującej, że elity władz mogą wszystko okazała się mocno przesadzona, naciągana i nieadekwatna do zawartości.
Tak naprawdę wspomniane mordy, zbrodnie, noże w odbycie, trupy polityków są sprawą drugorzędną. Bardzo szybko wszystko zaczyna kręcić się wokół głównego bohatera i jego życia. Dowiadujemy się gdzie chodzi do restauracji, jakie było jego wcześniejsze życie, jakie ma relacje ze znajomymi z pracy, jak spędza czas z córką, jaki jest jego stosunek do przełożonych i co robił w ciągu ostatnich kilku lat. Owszem, miło jest poznać głównego bohatera, ale problem pojawia się wtedy, gdy książka, z opisu dotycząca czegoś zupełnie innego, w większości zaczyna dotyczyć zwykłego faceta, które nie osiągnął niczego nadzwyczajnego i przypadkiem dostał sprawę najwyższej rangi. Nie powiecie mi, że ciągłe opisy spożywania posiłków przez porucznika Carlyle'a mają się jakoś do rozwiązywania sprawy licznych zbrodni wśród biznesmenów i rządzących. Tak naprawdę owe zbrodnie stały się tylko pojedynczymi kroplami w morzu słów dotyczących Johna. Zwykłe przerywniki i urozmaicenia pośród rozdziałów o pracowniku policji.
Pomysł na książkę miał potencjał, ogromny potencjał i mógł to być prawdziwy hit, ale autor niepotrzebnie okroił fragmenty dotyczące Carltonów, zbędnie rozbudował treść dotyczącą głównego bohatera i kierując się błędnie pojmowaną równowagą między mocnymi wydarzeniami a pospolitym życiem, popsuł to, co mogło być genialne. Oczywiście nie tak od razu, bo pozostaje jeszcze kwestia zakończenia i rozwoju akcji.
Wspomniane zakończenie, w chwili rozpoczęcia nasunęło mi na myśl, że napisał je ktoś inny. Ktoś, kto nie zapoznał się z poprzednimi rozdziałami i nie porozmawiał z autorem. Zachowania postaci uczestniczących w punkcie kulminacyjnym jest tak diametralnie różne od ich wcześniejszych zachowań, że aż musiałam sprawdzić, czy nie pomyliłam książek. Nie pomyliłam, a to znaczy bardzo źle. Przede wszystkim przeraził mnie przeskok między brakiem poszlak, dowodów i jakichkolwiek śladów w sprawie, a tym, że nagle wszystko stało się jasne i sprawdza po prostu się znalazł. Ot tak, jedno spojrzenie i tak, to jest on, na szabot z nim! Potem wszystko potoczyło się w dół - dziwne, niezrozumiałe zachowanie, sytuacja jakby oderwana od poprzednich zdarzeń i potwierdzenie, że motywem owych zbrodni było to, co autor kilka rozdziałów wcześniej dosłownie podał nam motyw na tacy. Tak, to też mnie zdziwiło. Rozumiem retrospekcje, odwołania i powroty do zdarzeń z przeszłość. Rozumiem jedynie te subtelne. James Craig zaplątał się i chcąc chyba urozmaicić treść dał czytelnikowi wszystko, co konieczne było do zrozumienia motywu, wskazania sprawcy i doczytaniu książki do końca bez żadnego zaskoczenia. Gdzieś musiał sobie to odbić, więc pewnie stąd te nieadekwatne zachowania postaci.
Tak jak wspomniałam gdzieś wyżej - książka jest dobra. A raczej 2/3 książki są dobre. Ale nie jest to o tym, co obiecuje okładka. Trochę wyolbrzymiono to, co zostało jedynie zarysowane.
Dużym plusem jest spis postaci z kilkoma słowami na ich temat, który możemy znaleźć zaraz na początku książki.
Komu poleciłabym książkę?
Każdemu, kto nie czytał jej okładki, bo przeżyje mocne rozczarowanie. Po raz kolejny sprawdza się niepisana zasada, że trzeba mieć dystans do opisów tak bardzo zachwalających treść. A także tym, którzy lubią powieści mocno nastawione na życie głównego bohatera będącego zwykłym człowiekiem oraz mocniejsze akcenty w tle (zbrodnie, zdrady, seks, przemoc).