Eschatologia, aksjologia, etyka, … w filozofii od wieków znane i obracanie na każde stron problemy dotyczące fundamentów życia, doczekały się całej klasy odpowiedzi. Są między nimi rozwiązania głupie, zbyt utopijne, sprzeczne czy przesadnie zawiłe. Zbyt często ‘odbijają się’ tylko po korytarzach katedr filozofii i z reguły kompletnie nie pomagają ‘normalnym’ ludziom żyć. Katherine Ozment w życiu doświadczyła wielu zakrętów, jak każdy. Wychowała się w tradycyjnej amerykańskiej rodzinie głęboko wierzących prezbiterian, wyszła za mąż za Żyda, który przeszedł podobną drogę ‘de-formacji’ religijnej. Bóg stał się dla jej pięcioosobowej rodziny pustym słowem, a z religii został mix obrzędów judeo-chrześcijańskich. Dryfowała od ateizmu ku nihilizmowi z utraconym celem życia. Przewartościowanie, i jednocześnie poszukiwania sensu z finałem w postaci książki, nastąpiło nagle po pytaniu kilkuletniego syna - skoro nie jesteśmy wierzący, to kim jesteśmy? Odpowiedziała „nikim” i rozpoczęła gorączkowe, choć i intelektualne, poszukiwania utraconego spokoju duchowego. „Dusza bez Boga. W pooszukiwaniu sensu, celu i wspólnoty w świeckim państwie” jest wartościową publikacją, trochę reporterską, trochę dziennikiem, pejzażem amerykańskich wspólnot poza-religinych, ale przede wszystkim relacją z walki o wewnętrzny spokój i o własną drogę przez życie z fundamentalnymi wartościami.
Ozment jest w tej opowieści szczera. Da się wyczuć jej zdezorientowanie i otwartość na różne możliwości. Nie interesuje ją powierzchowność życia, łatwe odpowiedzi. Opisując dość obiektywnie religijną ofertę dla człowieka – wspólnotowość, rytualizm, mistycyzm, podniosły język, obrzędowość - nadającą sens wierzącym, odbywa podróż po Ameryce, by wsłuchać się w świeckie stowarzyszenia, grupy wsparcia, intelektualne panele czy wspólnoty oferujące pozareligijną organizację ważnych w życiu momentów stanowiących przejście (w dorosłość, do małżeństwa, w żałobie). Jej osobiste odejście od religii (poza dniem odrzucenia wiary w Boga) wynikało z namysłu nad dysonansem między deklaracjami prawd wiary a codziennością. Zbierany kilka lat materiał stanowi jednocześnie bardzo ciekawe (choć na wskroś amerykańskie) zreferowanie procesu laicyzacji tego kraju. USA, jako kraj wolności religijnej i wypowiedzi, okazuje się poligonem tworzenia i upadania kościołów – od konserwatywnych po liberalne i zupełnie a-teologiczne, od zcentralizowanych po a-strukturalne. Również w sferze oferty dla ateistów, Ameryka przoduje. Wiadomo, że wspólnoty pozakościelne mają trudniej by się utrzymać (nie mając setek lat doświadczenia i oddanych wyznawców formowanych od urodzenia); zmagają się z przeciwnościami temporalności. Ozment ciekawie opisuje co stanowi o sukcesie i porażce wspólnot bez Boga. Wydaje mi się, że ten proces jakoś będzie powielany w Europie, a w Polsce przy braku tradycji wielu wyznań (tygiel I Rzeczpospolitej to historyczny fakt szczątkowo obecny w ‘monoetnicznej’ III RP) długo pozostanie niszową ciekawostką.
Dziennikarka obserwacje przelewając na tekst książki, nie tylko pomogła sobie i własnej rodzinie. Przy okazji postarała się pomóc czytelnikom (ciekawe podsumowanie i bezpośrednie zwrócenie do odbiorcy w podobnej sytuacji zawiera ostatni rozdział, w szczególności polecam listę świeckich rytuałów), pokazując wartości kluczowe dla ludzi. Część z nas (Amerykanie na tym poziomie antropologii kultury nie są zbiorowością wyjątkową) społecznie realizuje się w spotkaniach przyjaciół na obiedzie, w organizacji akcji charytatywnych, na snuciu opowieści o ludzkich potrzebach i oczekiwaniach, na przyswajaniu osiągnięć nauki. Szczęście to zjawisko rozległe, a religia dla ok. 20% Ziemian nie jest odpowiedzią na potrzeby z nim związane. Świecki humanizm, buddyzm z mindfulness, grupy wsparcia – to u Ozment najatrakcyjniejsze oferty przeżywania duchowości pozareligijnej.
Nie chciałbym innym czytelnikom odbierać prawa i przyjemności do samodzielnego odczytania osobistych wyborów Ozment kończących jej poszukiwania. Przywołam tylko ciekawy cytat, który mocno uniwersalizuje konstrukt duchowego wnętrza człowieka (str. 214):
„Nadal możemy znaleźć związek z czymś większym od siebie i to coś nie musi być nadprzyrodzone. Jest możliwe, by ktoś był równocześnie ateistą i osobą głęboko duchową.”
„Dusza bez Boga” nie jest pogłębionym traktatem, nie taki był cel. Sporo przemyśleń zawartych w książce, to dla mnie droga odbyta lata temu. Podejściem do problematyki związanej z życiem bez transcendencji, dziennikarka najbliższa jest przesłaniu Dennetta w „Odczarowaniu”, choć bez trudnego języka. Polecam osobom, które stoją na rozdrożu egzystencjalnych wyborów, interesują się amerykańskimi przemianami życia religijnego, posiadają małe dzieci żądające odpowiedzi na pytania, które jeżą dorosłym włosy na głowach. Ciekawa droga po zakamarkach ludzkich potrzeb budowania celowości istnienia.
DOBRE PLUS – 7.5/10