"Szukając nadziei" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki i bardzo udanym. Znalazłam w tej powieści w zasadzie wszystko to, czego zwykle po tego typu książkach oczekuję.
Adriannie Klarze Kłosińskiej cudownie wyszła kreacja pary głównych bohaterów. Ich po prostu nie sposób nie polubić. Basia to kobieta stale uśmiechnięta, służąca pomocą, ciepłym słowem i oparciem dla innych. Ale pod tym optymistycznym brnięciem przez życie skrywa się bolesna prawda. Z kolei Konrad również nie odmawia innym troskliwości i pomocnej rady. To facet do rany przyłóż, ale i on nie ma łatwo...
"Wspomnienia. Tak trudno było mu od nich uciec. Uważał, że nigdy nie zdoła się uwolnić od myśli, które nocami przybierały na sile. Jak wzburzone morze, mogące w każdej chwili zalać połowę brzegu."
Zauroczyła mnie relacja Konrada i Basi, która rozwija się stopniowo i subtelnie. Drobne nieśmiałe gesty, muśnięcia, uśmiechy, czułość, bliskość (i wcale nie chodzi tu o sprawy łóżkowe), bycie obok siebie. Tak pięknej więzi można tylko pozazdrościć.
"Lustrowała jego brązowawe tęczówki z zielonymi refleksami i dojrzała w nich coś wyjątkowego. Coś, czego dawno nie widziała w żadnych innych oczach. Coś, co przyspieszyło ospały puls. Coś, co odbierało jej dech, choć próbowała zaciągnąć się mocnymi perfumami mężczyzny."
W tym miejscu pojawia się motyw straty i jej wpływu na człowieka. Każdy z nas w którymś momencie życia doświadczenia uczuciowego zawodu. Wówczas ważne jest, by mieć obok siebie wspierających, rozumiejących nasz ból ludzi. By nie zamykać się w skorupie, bo pokochać można wiele razy, a może jeszcze bardziej niż poprzednio. Wszak każdy zasługuje na szczęście, prawda?
"Każdy popełnia błędy, nie ma ludzi idealnych. Ale każdy potrzebuje też po prostu drugiej osoby, która będzie obok. Bez względu na wszystko."
Emocje zawsze są tym decydującym elementem, które biorę pod uwagę oceniając daną książkę. A tych tu zdecydowanie nie brakowało. Pojawiły się ból, cierpienie, żal, zagubienie, obawy przed otworzeniem się na drugą osobę. Lubię też relacje z punktu widzenia obojga głównych bohaterów, dzięki czemu mogę lepiej przyjrzeć się temu, co siedzi w ich głowach, co czują i myślą.
Nie mogę nie pominąć postaci drugoplanowych, które również odgrywają w tej historii znaczącą rolę. Gdyby nie oni, z pewnością nie byłoby tak odczuwalnej ciepłej, rodzinnej atmosfery.
Widzimy jak istotna jest moc szczerej rozmowy, nie chowanie w sobie tajemnic, które prędzej czy później i tak wyjdą na jaw. Nie należy też pochopnie oceniać drugiego człowieka, bo nigdy nie wiemy, co mogł przeżyć.
Książka okazała się dla mnie moją własną podróżą w głąb duszy. Takie historie pozwalają mi lepiej zrozumieć siebie, to co wydarzyło się kiedyś, spróbować zawalczyć o to, na czym mi zależy. To powieść przepełniona romantyzmem, wrażliwością, pięknymi myślami i słowami. Może czasami wdziera się tu zbyt wiele cliwości, ale mi to nie przeszkadzało.
"Szukając nadziei" to ciepła, życiowa, wzruszająca, pełna rodzinnej atmosfery powieść o dwóch złamanych sercach. Czy znajdą do siebie drogę? Czy pokochają na nowo? Sprawdźcie, bo warto!