Ponad rok temu Wydawnictwo Replika ogłosiło konkurs na opowiadanie „dotykające w swej treści szeroko rozumianego zagadnienia sztuki i pracy twórczej”. Spośród nadesłanych ponad stu prac wybrano dwadzieścia utworów, które składają się na niniejszą antologię. Antologię bardzo ciekawą, bo przede wszystkim różnorodną – opowiadania traktują o malarstwie, rzeźbie, teatrze, muzyce, literaturze i utrzymane są w różnych konwencjach: od baśni, po horror. I – co cieszy mnie najbardziej – niektóre utwory debiutantów dorównują poziomem pracom autorów już znanych.
Jednym z najlepszych opowiadań są w mojej ocenie „Szklane oczy” Tomasza Wróbla – utwór aż gęsty od symboliki, bezlitośnie ośmieszający schematy i tętniący humorem. Czegóż tu nie ma: Galatea i Pigmalion, Alicja z krainy czarów, Pinokio, Mała syrenka… Współczesna Galatea śladem szczura (niegdyś przewodnikiem do innego wymiaru był biały królik) wyrusza na poszukiwanie wiedźmy, mogącej obdarzyć ją człowieczeństwem. Jeszcze niedawno czarownice zaszywały się w niedostępnych leśnych ostępach, teraz mieszkają po drugiej stronie… kałuży, w śmietnikowym blokowisku. Oczywiście, za wszystko trzeba płacić. I lalka-Galatea płaci… silikonem. Autor sprawił mi osobistą przyjemność, wykorzystując do opisu przejścia przez zamknięte drzwi teorię bąka (naukowcy udowodnili, że bąk ma zbyt małą powierzchnię skrzydeł oraz zbyt dużą masę ciała by latać – kłopot w tym, że bąk o tym nie wie i… lata), a nie jakąś tam ograną teleportację.
Zamykające zbiór opowiadanie pt.: „Białe szepty” Piotra Roemera może śmiało rywalizować ze „Szklanymi oczami”, choć jest utrzymane w całkowicie odmiennym klimacie. Nie ma tu drwiny czy parodii – jest raczej atmosfera opowieści niesamowitych Edgara Alana Poe. Wszystkie elementy utworu współgrają ze sobą: pomysł, osoba głównego bohatera, stopniowo i umiejętnie dozowane informacje, tempo akcji, język. Narratorem jest alkoholik i język utworu – początkowo zuchowaty, pełen dygresji i komentarzy na temat nałogu – jest do osoby opowiadającego idealnie dostosowany. W miarę postępu opowieści, gdy aura niesamowitości narasta, a opowiadający trzeźwieje – język zmienia się, współtworząc nastrój.
Zdecydowanie najbardziej pogodnym opowiadaniem w antologii jest utwór Marty Uszyńskiej pt.: „Elfy i artyści tańczą” – emanujący życzliwością i ciepłem. Na uwagę zasługuje „Kościół w Auvers” Roberta Cichowlasa, odsłaniający tajemnicę ostatniego listu Van Gogha, „Witraż Arlety” Joanny Maciejewskiej, przypominający, że w każdej pracy artysta pozostawia cząstkę swojej duszy, czy też „Muza z przypadku” duetu Kyrcz&Radecki, wprowadzająca czytelnika w arkana sztuki tworzenia epitafiów nagrobkowych oraz poruszające – „Jak malowany szpak” Michała Galczaka i „Płaczka” Davida Kaina. Opowiadanie „Arnie i Ash” Joanny Gładysek – choć wydaje się być nieco za długie – jest doskonałe w warstwie psychologicznej i w pełni oddaje znaczenie terminu: ironia losu.
W „Białych szeptach” nie ma tekstów ewidentnie złych – nawet słabsze opowiadania mają co najmniej jeden element postawiony na całkiem niezłym poziomie – albo jest to pomysł, albo język utworu, albo kreacja postaci. Lektura całości zbioru jest ciekawa – nawet dla osób, które – jak ja – nie bardzo odnajdują się w klimatach literatury grozy. Ale najbardziej optymistycznie nastraja obecność aż tylu debiutów.
Recenzja ukazała się 2009-01-05 na portalu katedra.nast.pl