Czytanie tej książki przypomniało mi lata studenckie i ówczesne lektury. Czasy, gdy popołudnia
i wieczory spędzałam w czytelni do zamknięcia, a noce w domu nad książkami wypożyczonymi po cichu stamtąd przez miłą panią, z bezwzględnym nakazem oddania ich nazajutrz równo z otwarciem. Miało to swój urok…
Siedem wykładów z psychologii sztuki Stanisława Kowalika to książka mocno teoretyczna, taka właśnie dla studentów. Autor odwołuje się do szeregu definicji i badań, szczególnie w początkowych trzech rozdziałach, zanim przejdzie do analizy konkretnych dziedzin sztuki. Ten początek jest najtrudniejszy, choć też nie w jednakowym stopniu. Ogólnie jednak wykłady nie są chaotyczne, na początku każdego mamy zapowiedź, co będzie jego treścią i w jakim porządku zostanie ona podana. Mimo że czytałam je nie w ułożonej kolejności (zaczęłam od przedostatniego, słusznie przewidując, że okaże się dla mnie najbardziej interesujący, bo dotyczy literatury) i lektura wymagała skupienia, nie pogubiłam się
w myśleniu autora.
Co się dzieje z człowiekiem, gdy dotrze do niego dzieło sztuki? A jeszcze wcześniej – co zadziało się
z autorem tego dzieła, że je stworzył w takim, a nie innym kształcie? Autor stara się prześledzić drogę, jaką przebywają wytwory sztuki – od impulsu (powodu), który wywołał ich stworzenie, do momentu, kiedy odbiorca dane dzieło odczytuje/ogląda/odsłuchuje. I na tym nie kończy, bo z psychologicznego punktu widzenia najważniejsze jest, co to dzieło robi z człowiekiem: jak na niego wpływa, co w nim
i w jego życiu zmienia, czy go rozwija i na jakich płaszczyznach. Jak żyje ono w naszym życiu.
Oprócz tego, że wiele się dowiedziałam z tej książki, stałam się także bardziej świadoma pewnych znanych mi już procesów, które omawia autor. Czytając, nie raz potakiwałam sobie w myślach – no tak, przecież faktycznie tak jest! Podzielam też przekonanie autora, że psychologia sztuki powinna być bardziej doceniana jako dziedzina badań. Oprócz wspomnianej literatury Stanisław Kowalik bierze jeszcze na warsztat malarstwo i muzykę, za każdym razem dowodząc, że te dziedziny sztuki –
a dokładniej ich wytwory – jeśli posiadają określone cechy, mają moc wypełniania pustki poznawczej odczuwanej przez człowieka. Owa pustka poznawcza to zasadnicze pojęcie, jakim operuje. Doświadczają jej odbiorcy dzieł, doświadczają jej też ich autorzy. Dowiadywanie się czegoś o sobie za pośrednictwem sztuki to przecież nic nowego, a tworzenie i recepcja dzieł to często udane próby wypełnienia pustki. A czasem to nieustanne łatanie dziur, gdy po zaszyciu jednej otwiera się kolejna. Wciąż jednak, dzięki kolejnym dziełom, mamy tę możliwość załatania – pod warunkiem, że traktujemy dzieło sztuki jako obiekt personalny, a nie tylko fizyczny. Nie doświadcza zaś pustki poznawczej umysł bierny, niesamodzielny, nieposzukujący, idący na gotowe – gdy jednak z jakiegoś powodu człowiek
o takim umyśle pustkę odkryje, przeżywa szok.
Co prawda autor tylko w rozdziale dotyczącym malarstwa używa pojęć struktura powierzchniowa
i struktura głęboka, ja jednak zastosowałabym je i w przypadku pozostałych dziedzin, które
z psychologicznego punktu widzenia omawia. Zamalowane płótno – tak samo jak słowa tworzące wiersz i dźwięki składające się na utwór muzyczny – można bowiem potraktować jako struktury powierzchniowe. Pod każdą z nich jest struktura głęboka ulokowana tam przez artystę, który czerpie ze swojego wnętrza. W przypadku dzieł znaczących obie te struktury są ze sobą ściśle powiązane – i widz, czytelnik albo słuchacz może na obie zareagować. Zachwycić się techniką malarską, biegłością języka poety czy umiejętnościami kompozytora oraz doświadczyć przeżyć o sile porównywalnej z przeżyciami artysty, których ten doznaje w trakcie tworzenia.
Z rozdziałów poświęconych wspomnianym dziedzinom sztuki najtrudniej czytało mi się ten o muzyce, ale i psychologom sprawia ona najwięcej kłopotów, bo jest najbardziej złożona. I znów – ten zgrabny cytat odniosłabym nie tylko do muzyki, ale też do innych dziedzin sztuki: Muzyka jest jak zbiór zagadek, jeśli je będziemy ciągle rozwiązywali, to nauczymy się także rozwiązywać zagadki, które niesie nam życie (s.285).
Warto jeszcze zaznaczyć, że autor nie ceni wysoko sztuki współczesnej, która dla niego jako psychologa okazuje się nieprzydatna, a może nawet szkodliwa.
Jest to książka dla osób zainteresowanych charakterem i przebiegiem relacji między autorem i jego dziełem a odbiorcami tegoż. Z psychologicznego punktu widzenia owe relacje są bardzo ciekawe, dlatego wykłady te przydadzą się arteterapeutom do wzbogacenia czy usystematyzowania wiedzy
i późniejszego wykorzystania jej w pracy. W tym miejscu dodam, że wg autora pojęcie arteterapii (czyli terapii poprzez sztukę) jest nadużywane i konieczna jest tu większa precyzja definicyjna. Dla nauczycieli takich przedmiotów jak plastyka, muzyka i język polski wykłady Stanisława Kowalika będą pomocne
i inspirujące przy analizie i interpretacji dzieł. Zainteresują wreszcie każdego, kto chciałby spojrzeć
na sztukę od strony psychologii. Posadziłam Na Kanapie sporo reprezentatywnych cytatów, gdybyście chcieli dokładniej się zorientować, z czym to się je.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.