"Sześć powodów, by umrzeć" to powieść, która miała wszelkie predyspozycje, by stać się moim ulubieńcem tego roku, a skończyła jako jedna z najsłabszych przeczytanych przeze mnie pozycji. Po pierwsze uwielbiam wątek zaginięcia a następnie powolnego dochodzenia do prawdy. Po drugie książki pisane w narracji pierwszoosobowej i to z kilku perspektyw? Zwyczajnie kocham. Próby odkrycia kto z otoczenia głównej bohaterki mówi prawdę a kto kłamie i dlaczego? To jest to, co w thrillerach psychologicznych lubię najbardziej. A jednak tym razem coś mocno nie zagrało.
Przede wszystkim morze słów, którymi zalała mnie pisarka i ilość wątków mających marginalne znaczenie dla głównego wątku sprawiło, że moje zainteresowanie oscylowało w okolicach zera. A gdy się nudzę to zaczynam się czepiać. I to drobnostek, ale coś muszę robić skoro lektura nie jest dla mnie wyzwaniem. Przedstawię kilka przykładów, bez zbędnych spoilerów.
Pierwszy rozdział to dramat. Tak beznadziejnie i sztucznie napisanych dialogów już dawno nie czytałam. Zamiast stanowić mocne wejście w historię tylko mnie zniechęcił i już na samym początku nastawił sceptycznie. Na szczęście później było lepiej. Druga rzecz dotycząca tego rozdziału to sprawa zwracania się policjanta do swojej młodszej koleżanki po fachu per "dziecinko"! I to przy osobach trzecich. Jak dla mnie sytuacja niedopuszczalna w żadnym miejscu pracy tu jest na porządku dziennym i nie wywołuje reakcji.
Kolejna sprawa - akcja rozgrywa się w Polsce, ale trudno się tego domyśleć po imionach kluczowych postaci. Mamy Miriam i jej siostrę Adelę, lekarza Stana i policjantkę wietnamskiego pochodzenia Shi. Prawda, że brzmi swojsko? Jak dla mnie to kolejne udziwnienie nie mające żadnego uzasadnienia, ale wiadomo czepiam się, bo się nudzę.
Następna rzecz. Uwielbiam, gdy podczas lektury mogę wraz z osobą prowadzącą śledztwo starać się je rozwiązać. Tutaj nie było mi to dane, ponieważ nawet gdy śledczy Nauman czegoś się dowiedział czy otrzymał jakiś raport to jest to trzymane w ścisłej tajemnicy i wyjawiane czytelnikowi po kilkudziesięciu stronach. Jak dla mnie słabe zagranie ze strony Autorki w teorii mające budować napięcie, a jednak mnie zawsze kojarzące się z brakiem umiejętności stworzenia intrygującej fabuły.
Na szczęście, tak mniej więcej w połowie robi się naprawdę interesująco i w końcu miałam wrażenie, że mam do czynienia z thrillerem i to takim naprawdę dobrym. Kolejne strony czytały się właściwie same a ja byłam coraz bardziej zachwycona lekturą. Niemal czułam, że warto było pomęczyć się z irytującą pierwszą połową, bo w końcu Autorka mi to wynagrodzi i zaserwuje coś niesamowitego. Moje pozytywne uczucia zniknęły wraz z ujawnieniem pewnej informacji, a ja zdałam sobie sprawę z czegoś, co nie dawało mi spokoju od dłuższego czasu. Niestety spora część powieści oparta jest na czymś, co dla mnie jest błędem logicznym. Nie wiem czy Autorka nie była tego świadoma czy specjalnie postanowiła ten fakt zignorować, ale takie oderwanie od polskiej rzeczywistości jest dla mnie nie do przyjęcia i w tym momencie zupełnie straciłam serce do tej historii. O co chodzi "zdradzam" na końcu opinii, bo dla osób, które jeszcze nie czytały książki może to być spoiler. Kto chce niech przeczyta, kto nie ma ochoty może pominąć.
Co do samego zakończenia to byłoby całkiem niezłe, gdyby nie całkowicie oderwane od rzeczywistości. I nawet nie chodzi mi o sprawcę czy jego motywy, bo to mi się podobało, ale o całą resztę. Nierealne sceny i zachowania, brak konsekwencji, drobne błędy merytoryczne... Za dużo tego wszystkiego było bym mogła powiedzieć, że ta książka nie była stratą czasu. W moim przypadku "Sześć powodów, by umrzeć" była wyborem zupełnie nie trafionym.
Jak widzicie powieść to istna kumulacja motywów, które mnie osobiście irytują i odbierają radość z lektury. Każdy z nas ma inne preferencje, więc może warto samemu wyrobić sobie zdanie, bo książka ma naprawdę wysokie noty na LC.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
.
.
.
Możliwy spoiler 1. Nie wiem czy ktoś z Was miał to nieszczęście i musiał organizować pogrzeb. Jeśli nie to spieszę poinformować, że o ile wiele ustaleń czy to z księdzem czy z zakładem pogrzebowym możecie przeprowadzić od razu, tak cała ta machina nie zostanie wprowadzona w ruch bez aktu zgonu. Autorka ten fakt pomija. Pogrzeb jest organizowany pomimo, że nie udało się jednoznacznie ustalić tożsamości ofiary. Nikt nie wydałby aktu zgonu w takiej sytuacji, nie mówiąc już o wydaniu ciała. Co więcej jak dla mnie taka nadgorliwość najbliższych jest podejrzana, ale w powieści ten aspekt również jest pominięty.
Możliwy spoiler 2. Brak konsekwencji jeśli chodzi o możliwości współczesnej kryminalistyki. Bo jeśli uznajemy, że nauka jest tak wspaniała, że na podstawie fragmentu naskórka jesteśmy w stanie określić sprawcę to warto by też uznać, że każdy koroner byłby w stanie stwierdzić czy zwłoki są "świeże" czy mają już kilka dni.