„Jeśli nie wiesz, dokąd idziesz, to nie dojdziesz tam, gdzie będzie ci dobrze. Jeśli nie wiesz, co czujesz, nie wykrzeszesz z siebie miłości”.
Zwykle nie brakuje mi słów, żeby napisać o książce, którą przeczytałam… „Szepty ze snów” są precedensem. Nie wiem, co napisać bo wciąż nie mogę się otrząsnąć spod uroku tej powieści. Ja, która nie wierzę w żadne rytuały, gusła, wróżby, czarownice i inne paranormal things, zostałam zaczarowana. Pochłonęła mnie magia, uległam czarowi Szeptów nad Szaradą…
Ida Szumska, w dniu swoich trzydziestych trzecich urodzin dochodzi do wniosku, że jej życie jest do kitu. Nie żyje jak chciała, mieszka nie tam, gdzie chciała, nie robi tego, do czego czuje powołanie, nie spełnia marzeń. Krótko mówiąc, nie czuje się szczęśliwa i spełniona. Jest jedynie marionetką swojego partnera, który umiejętnie pociąga za sznurki, czyniąc ją istotą w pełni od niego zależną i wykreowaną zgodnie z jego wyobrażeniem. Za sprawą przyjaciela z dzieciństwa i prezentu urodzinowego, który od niego dostaje, Ida trafia do Szeptów, małej miejscowości na Warmii. Tam, zamiast luksusowego spa, odbywają się warsztaty dotyczące rozwoju osobistego, odkrywania siebie i poszukiwania własnej drogi. Ida, początkowo nastawiona negatywnie, poddaje się tym wszystkim dziwacznym zabiegom proponowanym przez trenerkę. Wciąga ją senna, trochę nierzeczywista atmosfera Szeptów, ulega czarowi słowiańskich rytuałów i robi bolesny rozrachunek swojego życia. Bilans zysków i strat jest aż nadto oczywisty. Ida zaczyna rozumieć, że „jak człowiek czuje się dobrze ze sobą, to wszędzie będzie mu dobrze”. Na jej drodze staje również Szymon, miejscowy osteopata. Mężczyzna wydaje się być odpowiedzią na wszystkie jej pragnienia, potrzeby i marzenia. Jednak dla mnie najpiękniejszym momentem całej powieści jest chwila, kiedy na trawnik wbiega mała Bianka, przybrana córka Szymona, przebrana za czarownicę. Dziewczynka jest olśnieniem Idy, cichą odpowiedzią na wszystko, z czym się zmaga. Bianka prostymi słowami, z niezachwianą, dziecięcą szczerością, patrząc na świat oczami kilkulatki, przynosi Idzie proste, życiowe prawdy. Ma wszystko, za czym Ida tęskni od dziecka, a po co nigdy nie odważyła się sięgnąć. „Cudowna, mała czarownica. Taka mała, a jednak wolna. Jest tym, kim chce”. Wtedy Ida zaczyna rozumieć bardziej, czuć mocniej, chcieć więcej. Przemiana Idy jest niesamowita. Od bezwolnej kukiełki w cudzych rękach, do kobiety, która słucha własnego głosu, bierze życie w swoje ręce, nadaje mu kształt i pozwala wyrosnąć marzeniom. Jest czarownicą własnego życia. To było naprawdę magiczne.
Powiecie, że fabuła to temat zgrany jak stara płyta. Tak, trudno się nie zgodzić. Ale nie o temat tu chodzi, a o sposób w jaki go podano. Historia jest opowiedziana oczami Idy, stanowi w dużej mierze strumień jej przemyśleń, odczuć, lęków, rozterek. To bardzo szczera, dogłębna samoanaliza wszystkiego, co bohaterka czuje, jak postrzega siebie, swoje życie i drogę, którą idzie. To powieść właśnie o doczuwaniu, szukaniu swojej drogi, podążaniu za marzeniami. To historia na wszystkie smutki, taki mały przepis na szczęście. Ja nie odczuwam co prawda większości emocji, które targają bohaterką, prowadzę zgoła odmienne życie od niej, wiem, czego chcę, ale mimo to gdzieś tam, na niektórych płaszczyznach, poczułam dziwny związek z Idą. Jestem pewna, że wiele osób powie, że to nuda, że strasznie dużo filozofowania, że takie wnikanie w głąb siebie to nikomu niepotrzebne bzdury, no może :))) ale historia jest napisana jakoś tak, że przenika człowieka na wskroś, nie sposób przejść obok niej obojętnie… Do mnie trafiła. Jestem zaczarowana i dopieszczona w sferze emocjonalnej.
Książka ma też jeszcze jedną, moim zdaniem ogromną zaletę, która wyróżnia ją na tle innych, obecnie wydawanych: w powieści nie ma ani jednego wulgaryzmu i seksu… Gdzie się Pani uchowała, Pani Anno??? To wielka sztuka wyrazić dobitnie złe emocje nie używając do tego przekleństw i negatywnej ekspresji. A jeszcze większą sztuką jest opisanie namiętności i pożądania między dwójką ludzi wyłącznie za pomocą spojrzeń, myśli, oddechów, gestów i niejednoznacznych wyznań. Bohaterowie ani razu się nie dotknęli, nie licząc jednego przytulenia na pożegnanie, ani razu się nie całowali, a czuć było między nimi iskrzenie. Autorka zawarła zmysłowość wyłącznie w głowach bohaterów... To wg mnie olbrzymi atut tej powieści.
Będę tęsknić za tą książką… Muszę nadrobić zaległości i przeczytać „Kiedy spada gwiazda”… Może tam odnajdę cząstkę magii z Szeptów…
Za Biankę, czarownice, magię, rytuały, szepty i sny dziękuję Autorce, a za książkę Pani Agnieszce i Wydawnictwu Zwierciadło.