Fabryka Słów długo kazała nam czekać na kolejną część przygód Stephanie Plum. Dlatego kiedy wreszcie dane mi było dorwać się do tomu siódmego, pochłonęłam go w jeden dzień. Tak po prostu. To było silniejsze ode mnie. Niby wiedziałam, że mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale szybko stwierdziłam, że jednak mogą poczekać. „Szczęśliwa siódemka” wygrała z wszystkim innym i nie odłożyłam jej, dopóki nie przeczytałam ostatniej strony. Już ten fakt powinien Was utwierdzić w przekonaniu, że to jest seria, którą po prostu trzeba przeczytać. Niezmiennie bawi mnie do łez i nadal nie mam jej dość.
Tym razem Stephanie ma doprowadzić do aresztu Eddiego DeChooch’a. Co może pójść nie tak przy aresztowaniu staruszka, który ledwo widzi i ogólnie jest średnio na chodzie? Otóż, jeśli zabiera się za to Stephanie Plum, wszystko może pójść nie tak!! Nie dość, że staruszek wykiwał ją i zwiał, to jeszcze w jego szopie znajduje podziurawione zwłoki kobiety. Babcia Mazurowa zostaje porwana. Rodzina wmanewrowała Steph w ślub z Morellim. Jej przyjaciele znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Niezmiennie obcy ludzie włamują się do jej mieszkania. I do tego wszystkiego wraca jej idealna siostra, która ma w planach zostać na dłużej.
Jak zwykle czeka Was pomieszanie z poplątaniem. No i niekontrolowane ataki śmiechu oczywiście.
To już siódma część, ja z niecierpliwością czekam na ósmą i mam wrażenie, że moje uwielbienie do tej serii nigdy nie zmaleje. I to też nie jest tak, że podchodzę do niej bezkrytycznie i nie zauważam żadnych wad. Zdaję sobie sprawę, że każda kolejna część jest pisana według tego samego schematu. Steph ma kogoś złapać, ten ktoś ucieka, po drodze okazuje się, że ktoś poluje nie tylko na zbiega, ale i na Stephanie. Zamiast rozwiązać sprawę, dzielna łowczyni komplikuje ją jeszcze bardziej. W międzyczasie babcia Mazurowa wyskakuje z jakimś numerem, a matka Steph dostaje palpitacji. Tak to mniej więcej wygląda w każdej części. Tylko co z tego. Może i schemat podobny, ale sytuacje w jakich autorka stawia główną bohaterkę niezmiennie zaskakują. Kłopoty w które pakuje się Steph są tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Bohaterowie drugoplanowi to jedna wielka parada świrów, ale dzięki temu zapamiętuje się ich naprawdę na długo. No i babcia Mazurowa! W tej części może jest jej trochę mniej, ale tyle wystarczy żeby narobić zamieszania. Konałam ze śmiechu w momencie, w którym na pogrzebie była zamknięta trumna, a babcia już zmierzała w jej kierunku z niecnymi zamiarami. Na szczęście w porę została przechwycona przez Stivę. To są te momenty, w których czytelnik nauczony poprzednimi doświadczeniami po prostu wie, co się wydarzy, a i tak czeka na nie i płacze ze śmiechu. Dlatego mimo, iż każdą część można czytać jako samodzielną powieść i bez problemu się w nich odnaleźć, to ja jednak zdecydowanie polecam zacząć od początku. Głównie dlatego, że szkoda stracić tyle dobrej zabawy zaczynając od siódmej części. Ale też mimo wszystko, jak to z większością serii bywa, wszystko jest wtedy bardziej zrozumiałe. I nie zrażajcie się tym, że to już siódma część, i tyle jest do nadrobienia. Po pierwsze – gwarantuję Wam, że warto. A po drugie, te książki czyta się tak błyskawicznie, że nawet nie zauważycie, kiedy skończycie siódmą i będziecie czekać na kolejne. Niezmiennie polecam!!