W piórze Małgorzaty Starosty zakochałam się rok temu, kiedy w moje ręce trafił jej literacki debiut: komedia kryminalna “Pruskie baby”, łącząca w sobie inteligentny humor ze zręcznie utkaną intrygą. Pozostałe dwa tomy trylogii również nie zawiodły, a wręcz przeciwnie - rozbudziły mój apetyt na kolejne powieści autorki. Niedawno do księgarń trafił pierwszy tom nowej serii W siedlisku - “Szczęśliwy los” i zaiste szczęśliwy był to dzień, gdy mogłam zanurzyć się w kolejną historię spod pióra Starosty.
Podobnie jak w “Pruskich…”, i tym razem w powieści wiodą prym kobiety. Cztery przyjaciółki: Alicja, Basia, Julia i Lilka, wygrywając w totolotka otrzymują szansę spełnienia swojego marzenia sprzed lat, czyli otwarcia pensjonatu nad jeziorem. Znajdują idealne miejsce w podlaskiej wsi Babibór i już są w ogródku, już witają się z gąską, ale niespodziewanie ich szyki krzyżuje trup, a one stają się głównymi podejrzanymi w sprawie. Przeklinając “szczęśliwy los”, który przywiał je właśnie w to miejsce, kobiety muszą nie tylko udowodnić swoją niewinność, ale i zjednać sobie wrogo nastawioną lokalną społeczność.
Jestem zachwycona, w jaki sposób autorka odtworzyła klimat wsi na Podlasiu, gdzie wiara katolicka i prawosławna ciągle idzie ramię w ramię z dawnymi wierzeniami i gusłami, gdzie stare legendy niewzruszenie trwają w pamięci mieszkańców, gdzie wreszcie sami mieszkańcy trzymają się razem, a każdy wie o każdym wszystko, a jeśli nie wie, wystarczy że pójdzie do sklepu albo poplotkuje z listonoszem. Przyznam szczerze, tylko proszę nie bić, że chociaż główne bohaterki stanowią istną mieszankę wybuchową i dostarczyły mi mnóstwa rozrywki, to jednak nie zapałałam do nich tak wielką sympatią, jak do postaci drugoplanowych. Pokochałam babiborską społeczność za ich jedność w obliczu kryzysu, za zebrania rady sołeckiej w obo… centrali, przywodzące na myśl zebrania mieszkańców Stars Hollow, za ich specyficzny język, za niecodzienny trend w nadawaniu imion, za różnorodność ich charakterów. Pani Małgosiu - chapeau bas, bo wyszło genialnie!
W “Pruskich babach” mieliśmy do czynienia z jak najbardziej pozytywną postacią policjanta prowadzącego śledztwo, natomiast tym razem autorka stworzyła jego kompletne przeciwieństwo - niesympatycznego, niekompetentnego, porywczego starszego aspiranta Stanisława Szelesta, który jest postacią tak rozkosznie karykaturalną, że stanowi właściwie główny element komiczny powieści. Jest tych elementów oczywiście więcej, w charakterystycznym dla autorki stylu, który wybitnie mi odpowiada. Zagadka kryminalna również była ciekawie skonstruowana i choć niektórych elementów rozwiązania można domyślić się samemu w trakcie lektury, to jednak świetny finał w stylu Agathy Christie przyniósł też pewne zaskoczenie, więc cały “trupi” wątek oceniam zdecydowanie na plus.
Jeśli miałabym wybrać, które z literackich dzieci Małgorzaty Starosty bardziej chwyciło mnie za serce, to mimo wszystko wybrałabym trylogię “Pruskie baby”, ale “Szczęśliwy los” też jest wspaniale napisaną powieścią, z genialnie wykreowanym klimatem i chwytającymi za serce bohaterami. Z niecierpliwością oczekuję na kolejne tomy i ponowne spotkanie nie tylko z Alą, Lilką, Julką i Basią, ale przede wszystkim z babiborską społecznością, bo czuję, że jeszcze nieraz mnie zaskoczą.