Psychoterapia stała się ostatnio bardzo modna wśród 30-40 latków z wielkich miast, wszyscy mówią o swojej terapii, a na miejsce do dobrego specjalisty czeka się miesiącami. To moim zdaniem dobry trend: jeśli ktoś ma problemy ze sobą czy z relacjami, warto je przepracować, obgadać ze specjalistą, jest wtedy nadzieja na lepsze, pełniejsze, bardziej szczęśliwe życie.
W tej książce niedawno zmarły znany krakowski psychiatra i terapeuta, syn wybitnego lekarza Juliana Aleksandrowicza opowiada o swoim długim życiu, ale przede wszystkim o tajnikach zawodu psychoterapeuty i robi to z dużą szczerością. Może te rozważania o zawodzie są największą wartością książki.
Co znamienne wyraża się Aleksandrowicz o profesji terapeuty niezbyt pochlebnie: „Koszmarny zawód. Wiem, bo sam go uprawiam. Nie daje pewności, nie ma jednej teorii, na której można by się oprzeć. Po latach ma się dość pacjentów.”
Mówi o dwóch typach psychoterapii, leczeniu albo pomocy. W pierwszym przypadku mamy zdiagnozowaną chorobę lub zaburzenia psychiczne (np. ataki paniki), chodzi wtedy o to, aby wyleczyć klienta. W drugim chodzi o pomoc psychologiczną: „dzięki której dana osoba nabywa nowych umiejętności psychospołecznych lub – jak to teraz się mówi – poszerza swoją samoświadomość.” Wówczas terapeuta: „ma robić to, czego życzy sobie klient. Bo to on najlepiej wie, co mu dolega. Korzystając ze znajomości różnych technik psychoterapii mogę jedynie pomóc mu w dojściu do samoświadomości, a zatem i zmienić jego zachowania, jeśli są one dla niego frustrujące.” A w pracy: „Najważniejsze jest, by psychoterapeuta słyszał i widział to, czego sam pacjent wyrazić nie może, bo nie jest tego świadom.”
Może najciekawsze jest to, czego nie mówi się klientom terapeutów, a powinni wiedzieć. Na przykład to, że wielu terapeutom nie zależy na szybkim doprowadzeniu do końca terapii, bo straciliby pieniądze, więc mogą spotkania z klientem przeciągać w nieskończoność. Poza tym mami się ludzi wyzdrowieniem, a dochodzi jedynie do poprawy samopoczucia, nie wiadomo jak dalece trwałego. Aleksandrowicz twierdzi też, że tylko: „od 50 do 60 procent przypadków osób korzystających z różnego rodzaju terapii uzyskuje poprawę.” Poza tym nie ma znaczenia, jak długo trwa terapia: „Coraz więcej badań naukowych pokazuje, że taką samą skuteczność ma kilkanaście spotkań CBT (cognitive-behavioral therapy), czyli psychoterapia poznawczo-behawioralna, jak i pięcioletnia psychoanaliza.” Niestety Aleksandrowicz nie podaje źródeł owych mocnych, ale i kontrowersyjnych stwierdzeń.
Książka zawiera też inne wątki. Sporo mówi Aleksandrowicz o dramatycznych przeżyciach wojennych – był wtedy dzieckiem i naprawdę sporo przeszedł. Pięknie opowiada o swoim mistrzu, Antonim Kępińskim, legendarnym krakowskim psychiatrze. Padają też poruszające słowa o ukochanych kotach: „To one sobie wybrały nas i one postanowiły u nas zamieszkać. To jest dla mnie ostateczny dowód, że w hierarchii bytów kot jest na szczycie.”
Dostaliśmy bardzo ciekawą, szczerą spowiedź a może testament terapeuty, bo profesor Aleksandrowicz zmarł kilka miesięcy po ukończeniu książki.