Poznajcie Rudolfa Gąbczaka. Już samo posiadanie takiego imienia i nazwiska jest dostatecznie dołujące, ale to nic w porównaniu z ciężkim żywotem i problemami, z którymi ów młody mężczyzna musi się zmierzać każdego dnia. Najwięcej kłopotów ma oczywiście z rodziną, bo z nią przecież najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Choć w przypadku Gąbczaków to powiedzenie się nie sprawdza, gdyż do piękności jest im zdecydowanie za daleko.
Zacznijmy od Rudolfa, głównego bohatera i narratora powieści, choć właściwie powinnam powiedzieć dziennika, ponieważ własnie w takiej konwencji utrzymana jest cała książka. Nie grzeszy urodą, ma krzywy zgryz, co utrudnia mu dążenie do zamierzonego celu czyli bycia aktorem, nie ma przyjaciół z wyjątkiem Elki, która zaczyna dojrzewać i najprawdopodobniej jest w nim zakochana, nigdy w życiu nie wygrał żadnego konkursu, z wyjątkiem tego na najmniej lubianą osobę w szkole. Poza tym życie uprzykrzają mu problemy związane z dojrzewaniem. Mimo wszystko wydaje się być jedyną normalną osobą w swoim domu.
"Nie ma to jednak jak przedwojenne pokolenie. Uważam, że powinniśmy o nich lepiej dbać. W końcu sporo im zawdzięczamy... Jak by dzisiaj wybuchła wojna, to tylko oni by walczyli. Wszyscy moi rówieśnicy natychmiast uciekliby za granicę!"
Słowo, które w pierwszej chwili nasuwa mi się na myśl, kiedy pomyślę o sytuacji w rodzinie Gąbczaków to chaos. Na pewno nie mogą narzekać na rutynę i nijaką szarą codzienność. Matka Rudolfa - Krystyna - to pani psycholog, która na każdym kroku analizuje zachowanie syna, zagorzała feministka, zajmująca się naprawianiem świata, w szczególności mężczyzn. Ojciec chłopaka - Gaweł - to mężczyzna, o którym wiemy tyle, że zostało mu na głowie już kilka włosów, słucha się swojej żony i w pewnym momencie dopada go kryzys wieku średniego. Myślicie, że to koniec? Nie nie nie! Jest jeszcze Gonzo - pięcioletni bratanek Rudolfa, dzika mała bestia, wyrzucana z każdego przedszkola, posiadająca zadatki na przyszłego kryminalistę. Najbardziej dziecinną osobą w tym domu jest babcia - Filomena - również posiada kilka włosów na głowie, nosi liniejące kolorowe boa na szyi i szaleje po ulicy na hulajnodze swojego prawnuka. Domyślacie się już teraz, dlaczego mówię, że to Rudolf jest najnormalniejszym członkiem rodziny?
Rudolf przedstawia wszystkie wydarzenia ze swojej perspektywy, co już jest powodem do zapalenia się światełka ostrzegawczego. Jego relacja jest subiektywna, więc nie wiemy, czy bohater nieco nie przerysowuje różnych sytuacji, które mają w jego życiu miejsce. Oczywiście, nie ma co do tego wątpliwości, ma wysokie mniemanie o sobie. Uważa się za przystojnego młodzieńca, przyszłą gwiazdę filmową i ma zamiar pokazać wszystkim w przyszłości na co go stać. Myśli też, że jest męski, choć wcale tak nie jest. W rzeczywistości jest przewrażliwiony na swoim punkcie, ciągle wydzwania na linie zaufania dla bulimików, alkoholików, narkomanów, zwolnionych z pracy funkcjonariuszy służb specjalnych, nałogowych kierowców czy nałogowych ciężarnych, aby tylko rozwiązać swoje problemy. Wszystko przeżywa całym sobą, jest bardzo emocjonalny - często pisze chaotycznie, jakby się spieszył.
"Wiem, że z miłości zrobiłbym wszystko! Mógłbym nawet myć zęby dwa razy dziennie."
Wszystko to sprawia, że Szalone życie Rudolfa Joanny Fabickiej to przezabawna powieść, której nie radzę czytać w miejscach publicznych, gdyż można zostać wziętym za wariata. Uwielbiam tę książkę, o czym świadczy na pewno fakt, że przeczytałam ją już po raz trzeci w swoim życiu, co baaardzo rzadko mi się zdarza. Jestem pewna, że powrócę do niej, gdyż mimo upływu lat wciąż poprawia mi humor.