Opowieść o pięknie natury i okrucieństwie człowieka. O determinacji jednostek, które pragną zmniejszyć zniszczenia i uratować życia, które same nie potrafią zadbać o swoje bezpieczeństwo. O zachwycie otaczającym światem i chęci przeżycia przygody.
Daniel miał spędzić wakacje u ulubionej cioci w Spitsbergenie i wiedział, że będzie to czas wyjątkowy, ale nie podejrzewał jak bardzo. Próby nawiązania kontaktu z reniferami oraz podziwiania arktycznego krajobrazu zeszły bowiem na dalszy plan, gdy okazało się, że ktoś poluje na niedźwiedzie polarne. Policja nie potrafi złapać sprawców, a ciocia chłopca jest dziennikarką, która z ochotą zajmie się sprawą. Dlaczego więc nie połączyć przyjemnego z pożytecznym? Dlaczego nie wyruszyć w podróż za kłusownikami? W końcu misja ta wciąż daje możliwość podziwiania piękna Spitsbergenu, a jednocześnie... może uda im odnaleźć się jakiś ważny trop? Warto zaryzykować.
Ilona Wiśniewska dotychczas znana była ze swoich reportaży, ale tym razem postanowiła sprawdzić się w innym gatunku i z zaskoczeniem przyznam, że wyszło jej to rewelacyjnie. A moje zaskoczenie wynika stąd, że w powieści dla młodszego czytelnika odnalazła się znakomicie i udało jej się przemycić do niej naprawdę wiele faktów odnośnie życia na wyspie. Czuć ogromną wiedzę autorki i to wiedzę, którą pragnie się dzielić, a przy tym powieść nie traci lekkości. Pozornej lekkości, pod którą kryją się zaśmiecone plaże czy wymierające gatunki. Daniel w Polsce mógł zapomnieć o postępującym ociepleniu klimatu, ale na Spitsbergenie wszystko krzyczy o negatywnej działalności człowieka i wiele razy zostaje to subtelnie podkreślone w toku postępującej akcji. „Przyjaciel Północy" ma więc w sobie wiedzę, jaką znajdziemy w reportażach i czytelnik po lekturze staje się o nią bogatszy, ale na tym lista atutów powieści wcale się nie kończy.
Lodowate rzeki z mocnym prądem, ciekawskie renifery zaglądające do obozowisk oraz wieloryby, które kryją się w wodach. Natura na każdej stronie budzi zachwyt zarówno Daniela jak i czytelnika. Trudno nie ulec tym urokliwym opisom przyrody i trudno nie zapragnąć zobaczenia tego na własne oczy. Tym bardziej, że treści towarzyszą ilustracje Mariusza Andryszczyka, do których mam słabość. Połączenie to sprawiło, że moje oczy lśniły w zachwycie.
Na kartach książki nie brakuje też ogromnego szacunku do wszystkiego, co żywe (co objawia się nawet przy tematach żywieniowych) i ma to w moich oczach ogromną wartość. Szczególnie uderzyła we mnie dość niepozorna scena, gdzie Daniel wspomina swoją wizytę w ZOO i późniejsze próby przerobienia zdjęcia niedźwiedzia tak, by zyskał ten więcej naturalnej przestrzeni do spacerowania. A przecież w powieści pełno jest tak drobnych, pięknych scen!
Sam pomysł na powieść jest nieco naiwny (kto zabiera dzieci na wyprawę śladami kłusowników?), ale jestem w stanie na to przymknąć oko po obserwacji determinacji Daniela, by nie zostawić losu niedźwiedzi polarnych samemu sobie. Chłopiec oprócz ogromnej chęci przeżycia przygody naprawdę chce ocalić te piękne, choć przecież tak groźne, zwierzęta i jest gotowy pokonać wiele, by tego dokonać.
Jestem świadoma subtelnych wad „Przyjaciela Północy", ale są one na tyle drobne, że przymykam na nie oczy, a wtedy pozostaje we mnie jedynie zachwyt. Pani Ilono, czekam na kolejne powieści w Pani wydaniu. Zdecydowanie potrzebujemy takich tytułów.