Życiem kobiet w sekcie rządzi podporządkowanie. Oczywiście w imię wyższych względów, posłannictwa bożego, dostąpienia chwały... Ale tak naprawdę na uciechę mężczyzn, którzy pod postacią wizji, objawienia prosto od Boga rządzą swoim światkiem wedle własnego uznania ku ich dobru i to bynajmniej nie temu duchowemu.
Wszystko opiera się na zasadach wiary, ale jakaż to wiara i w co skoro prowadzi do nieustannego wykorzystywania jednych dla spełniania się drugich? Religia służy tu głownie do zniewolenia człowieka od najmłodszych lat. Społeczność mormońska nie jest taka głupia,że nie pozwala na posiadanie wynalazków technicznych, bo one skutecznie mogłyby otworzyć oczy nie jednej kobiecie. Sama literatura spowodowałaby porównywanie losów innych, fikcyjnych kobiet, które żyjąc w różnych epokach zachowywały się adekwatnie swoich czasów, ale nawet w XVIII wieku (coraz częściej) kobiety wymykały się spod nakazów i przywilejów jakie je dotyczyły. Wolność wyboru to najcenniejsze co może mieć każdy człowiek i jeśli ogranicza mu się to prawo to zabiera się mu tak naprawdę człowieczeństwo. Tak są traktowane kobiety w sekcie opisywanej przez Claire Avery. Nie są już ludźmi, a przedmiotami, za które się decyduje, które można przestawić i ustawić wedle własnego mniemania, dla dobra swojego, męskiego, a przede wszystkim starszyzny i proroka Silvera.
Na przykładzie dwóch nastoletnich dziewczyn, pochodzących z jednej wielożeńskiej rodziny - Sary i Rachel - poznajemy czym jest życie w poligamii, w środowisku gdzie religijne nakazy wyznaczają rytm wszystkiemu, co dotyczy kobiet. Dziewczęta od momentu, gdy mogą już dać życie nowemu, podlegają pod rozsądzenie starszyzny. Prorok doznaje objawień największych, ale też każdy inny mężczyzna, może mieć objawienie względem swojej przyszłej kolejnej żony. Owe, górnolotnie zwane, objawienia, które ich w porę nachodzą, to nić innego jak żądza. Spodoba im się jakaś dziewczyna i ot, mają widzenie przyszłego życia w powiększonej rodzinie.
Osobiście widzę to tak: iście świątobliwe życie w grupie, gdzie niedopuszczalne są zdrady i zamiast kochanki na boku kolejną żona w domu. To w końcu żaden problem, bo wśród ścisłego przestrzegania rygoru posłuszeństwa, jakie winny kobiety względem mężczyzn, to mężowie są wręcz czczeni, a im więcej kobiet w domu tym więcej przyjemności dla niego, wybranego, głowy rodziny. To tylko inne nazewnictwo dla haremu. Jedni to widzą jako reguły życia wedle bożych zasad dla innych będzie to istny burdel, czyste zniewolenie, gdzie żona to służąca i dziwka w jednym. A biorąc pod uwagę, że tymi żonami często stają się 15-latki wydawane za podstarzałych wujków to mamy do kompletu pedofilię i zawieranie związków w obrębie rodziny. I tak dziewczyna budzi się pewnego dnia i zaczyna nazywać mężem tego, który do tej pory był jedynie bratem jej ojca, czyli stryjem. I tak wszystko zostaje w rodzinie.
Natomiast co dzieje się z młodymi chłopcami, skoro nastolatki wstępują w związki ze starszymi mężczyznami? Ci w znacznej mierze są wydalani z tej społeczności. Po co trzymać młodych chłopców? To jedynie pokusa dla dziewcząt, które i tak są "hodowane" dla podstarzałego gremium. Jedynie ci należący do starszyzny mogą zatrzymywać wszystkich swoich synów, gdyż oni sami wybierani są na podstawie statusu majątkowego. Tak jak wszędzie pieniądz oznacza władzę, a kto ją ma, ten decyduje o losach własnych jak i pozostałych.
Nie da się czytaj tej książki bez emocji. Mnie również nie udało się jej przeczytać szybko, bo musiałam sobie dawkować jej treść, nie mogąc w żaden sposób przeciwstawić się obyczajom o jakich przyszło mi czytać. Fizycznie zaczyna się odczuwać ból, lęki i przeżycia młodych dziewczyn. Przewraca się stronę za stroną i frustracja zaczyna narastać. Jedyne światełko w tunelu pojawia się, gdy Sara zaczyna planować ucieczkę, nie godząc się na takie życie by inni o nim decydowali. Jak widać nie każdy kto żyje w takiej społeczności musząc podlegać na co dzień indoktrynacji nie umie dostrzec, iż nie jest to życie w czystości, bez pokus, a zakłamanie.