Od momentu, kiedy postanowiłam nadrobić wszystkie części Sagi o Fjällbace, ich lektura idzie mi dość wolno, chociaż do przeczytania zostały mi jeszcze tylko dwa tomy i będę na bieżąco. Nie ukrywam, że sprawia mi to ogromną radość, no ale nie o tym dziś. Syrenka z jakiegoś powodu przykuła moją uwagę od samego początku, kiedy tylko do mnie przyszła. Nie mam pojęcia, co było tego powodem, faktem jednak jest to, że mój wzrok często biegł w stronę tego tytułu. Kilka dni temu nareszcie udało mi się sięgnąć po tę część i no cóż. Camilla Läckberg po raz kolejny zawróciła mi w głowie.
W tajemniczych okolicznościach ginie pewien mężczyzna, którego kilka miesięcy później znajduje spacerowicz. Konkretniej mówiąc, znajduje jego zwłoki, uwięzione w skutym lodem jeziorze. Sprawa zaczyna komplikować się bardziej, kiedy znajomy zmarłego mężczyzny, pisarz Christian Thydell zaczyna otrzymywać anonimowe groźby. Patrik i Erika są przekonani, że grozi mu niebezpieczeństwo. Ktoś darzy go ogromną nienawiścią i nie zawaha się, by zmienić swoje słowa w czyny. Kiedy zostają znalezione zwłoki kolejnego mężczyzny, policja doszukuje się jakiegoś połączenia, a wszystkie tropy uparcie prowadzą w przeszłość...
Przyznam szczerze, że nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tej powieści. Autorka mogła mnie zaskoczyć dosłownie wszystkim, ale mogła mnie też ogromnie rozczarować - z resztą, możliwości było całkiem dużo. Zaczynając tę powieść i brnąc przez pierwsze strony, wiedziałam już, że ta historia może wzbudzić we mnie mnóstwo emocji i niemało zaskoczyć. Jak się później okazało, rzeczywiście tak się stało.
O bohaterach nie będę się za bardzo rozpisywać, bo po co mam powtarzać to, co pisałam już w poprzednich recenzjach książek z tej serii. Wspomnę tylko o Christianie Thydellu, który właściwie odgrywa w tej historii prawie że główną rolę. Jest to postać, która zaciekawiła mnie od pierwszej strony, a to jak autorka przedstawiła jego portret psychologiczny, całkowicie mnie zachwyciło. Nie chcę tutaj za dużo pisać na jego temat, ponieważ to trzeba samemu odczuć na własnej skórze, ale musicie wiedzieć, że ten bohater to ogromna zaleta tej części cyklu.
Sama akcja powieści nie należy do tych najrówniejszych, ponieważ bywają momenty, gdy zwalnia odrobinę za bardzo, przez co może nużyć czytelnika, natomiast kiedy rusza z miejsca – wtedy nie ma możliwości, by się nudzić. Niemniej jednak szkoda, że miewa ona takie spadki. Zakończenie całej sprawy, które sprawiło, że siedziałam z otwartą paszczą, przez niektórych zostało uznane za bezsensowne i wyjęte z czterech liter – wszystko zależy od tego, jak kto na to patrzy. Mnie się bardzo podobało, zaskoczyło mnie, no i jeszcze ten twist na sam koniec książki... Autorka lubi się znęcać nad czytelnikami i to bardzo.
Syrenką jestem szczerze zachwycona i wysunęła się ona zdecydowanie na prowadzenie w moim osobistym rankingu wszystkich części tej serii. Jeżeli poszukujecie ciekawej i dobrej powieści na chłodniejsze wieczory, ta historia powinna zwrócić Waszą uwagę.