I to okazało się fatalnym błędem.
Bibiana Candia znalazła jeden zapomniany, mały i okrutny element w historii świata i podała go dalej w ,,Cukrze''. A przecież w perspektywie tego, co dookoła nas się dzieje, działo i zapewne dziać się będzie los niespełna dwóch tysięcy młodych galisyjskich chłopców wydaje się nie być ani szczególnie poruszający, ani dramatyczny.
Ot, wyruszyli w poszukiwaniu lepszego życia.
Ot, skończyli dokładnie tak samo jak wielu przed nimi i wielu po nich.
,,Cukier'' jest jednak historią gorzką i poruszającą. Naprawdę ciężką. Taką, przez którą się brnie, wyczekując końca, którego tak naprawdę nie ma.
Autorce doskonale udało się uchwycić mozół wędrówki do nowego, lepszego świata - to nie była wspaniała przygoda na statku, to nie było doświadczenie inspirujące i uwalniające. To był trud, ścisk, to były choroby, niepewność, skrzypienie statku podczas sztormu i wylewające się z kubła rzygi.
A i sama Hawana - raj, który miał dać galisyjskim synaczkom wolność i pieniądze - okazała się kolorową i piękną fasadą. Bo przecież nie w mieście chłopcy mieli pracować. Ich docelowym miejscem były plantacje - wypełnione pracą od świtu do zmierzchu, w palącym słońcu, bez przerw. Z karami za niesubordynację, z poganiaczami pilnującymi ich pracy. Ze zgiętymi plecami, z poranionymi maczetami dłońmi.
Praca też nie okazała się pracą na jaką młodzi się zgodzili - ich zaufanie, wiara w to, że gdzieś może być lepszy świat i szczęśliwsze jutro została zrównana z ziemią i pogrzebana przez jednego człowieka. Sotomayor zbił w ten sposób wspaniały interes - sprzedając swoich rodaków do nieludzkiej pracy przy trzcinie cukrowej.
Byli tańsi, niż ich poprzednicy.
I chyba wszyscy liczyli na to, że się nie zbuntują.
I że ich głos nie dotrze do domu - że na miejscu nikt się nie dowie o tym, co spotkało te ufne istoty, które gnane marzeniem o lepszym jutrze postanowiły zostawić nędzę dnia codziennego i zaryzykować po to, żeby poprawić byt swój i swoich rodzin.
,,Cukier'' jest krótką ale bardzo ciężką opowieścią o zawiedzionych nadziejach, o chęci życia i o prawdziwym niezaprzeczalnym skurwysyństwie. Jest też opowieścią, która na dobrą sprawę się nie kończy - pozostaje nierozwiązana, zawieszona w próżni. Jak los tych chłopców, którzy prawdopodobnie nie wrócili nigdy do domu.
,,Ziemia jest nasza, ale ją opuszczamy.
Ziemia już nie jest nasza, chociaż mam ją w kieszeni.
Można sadzić na ziemi, która nie jest twoja.
Można pracować na ziemi, która nie jest twoja.
Można jeść owoce ziemi, która nie jest twoja.
Jedyna należąca do mnie ziemia, to ta, którą mam w kieszeni.
Moja jest tylko ta garstka nic.''