Nie przepadam za powieściami historycznymi. Zawsze kojarzyły mi się z szarością ,,Krzyżaków’’, których kazano czytać mi w podstawówce i z ,,Potopem’’, który był jedyną lekturą w szkole średniej, której nie udało mi się doczytać. W ostatni weekend coś się zmieniło, gdy na Poznańskich Targach Książki znalazłam się na spotkaniu autorskim z E. Gdy słuchałam rozmowy z tą Autorką, pomyślałam sobie, że książki osoby, która mówi z taką pasją i zaangażowaniem o swojej bohaterce i czasach, w których żyła, nie mogą być złe. Po zakończeniu tego spotkania natychmiast kupiłam egzemplarz ,,Sydonii’’ na stoisku wydawnictwa Z.
Recenzje tej powieści skupiają się na procesie, który wytoczono Sydonii von Bork w roku 1619, podczas którego oskarżono ją o czary. Jednak przebieg procesu, wyrok i jego wykonanie to zaledwie ułamek dużo bardziej ciekawej i rozbudowanej fabuły. Elżbieta Cherezińska uczyniła z Sydonii kobietę z krwi i kości. Ma ona swoje wady i zalety, bohaterka wzbudza ciekawość, ale czasami też irytację. Jej upór mógłby doprowadzić do białej gorączki niejedną osobę. Sydonia, żyjąc w całkowicie patriarchalnym świecie, musiała mierzyć się z ludźmi, którzy byli przekonani, że ,,kobieta myśląca samodzielnie, myśli niewłaściwie’’, że ,,kobieca wiedza jest przekleństwem’’. Nawet jej rodzony brat, Ulrich uznawał, że nie należy jej się spadek po rodzicach, że jako panna, kobieta niezamężna, jest mniej wartościowa. Bohaterka ta była feministką w czasach, gdy żadna kobieta nie śmiała pomyśleć o tym, że ma jakiekolwiek prawa.
Oprócz portretu silnej, inteligentnej (na przełomie XVI i XVII wieku to niestety nie była zaleta) i śmiałej kobiety, Elżbieta Cherezińska kreśli tło obyczajowe epoki. Gdy Sydonia jest członkinią fraucymeru na zamku księżnej Marii, wdowie po księciu Filipie z pomorskiego rodu Gryfitów, wraz z nią obserwujemy kuligi, maskarady, pojedynki szermiercze i polowania. Podczas pobytu bohaterki w Marianowie, widzimy sposoby warzenia piwa, komponowania kosmetyków poprawiających urodę czy przygotowywania zapasów na zimę. Ważna jest też ówczesna moda na parlety, fortugale, pludry czy wamsy. W siedemnastowiecznym Szczecinie to Sydonia była prekursorką trendu na noszenie kryzy, a potem kapelusza.
Jednak nie na punkcie widzenia kobiety poprzestaje Autorka Sydonii. Narracja jest prowadzona również z punktu widzenia książąt pomorskich, do których należała władza, siła i sława. Ważni w opowiadanej historii stają się również Bogusław Wielki, Jan Fryderyk, Barnim (zwany ,,królem morskim’’ w Darłowie i Bytowie) czy Ernest Ludwik. Ich kawalerskie podróże, romanse, sposoby dojścia do władzy, ich rozterki, słabości i pragnienia, są ważnym uzupełnieniem całościowego obrazu opowiadanej historii. Dlaczego Jan Fryderyk spóźniał się na ważne dla jego królestwa wydarzenia? Jak doszło to tego, że Ernest Ludwik otrzymał za żonę kilkuletnie dziecko? Czy Małgorzata Hohenzollern miała romans ze swoim medykiem? I jaką rolę w tym wszystkim miał książę Filip, sportretowany przez samego Lucasa Cranacha?
Dla osób mających mocne nerwy są też historie Bogusławie Wielkim, który po wypadku kazał sobie zszyć wnętrzności, by wziąć udział w uczcie. Opisy inkwizycyjnego tryby procesu Sydonii von Bork przyprawiają o gęsią skórkę. Pomorska czapka, hiszpańskie trzewiki czy maska hańby, to tylko niektóre z katowskich narzędzi, z którymi spotyka się nasza bohaterka. Mnie czasami uderzały paradoksy epoki. Sydonia na przykład musiała zapłacić za drewno na stos, na którym ją spalono. Bo nic na świecie nie jest za darmo.