Moją przygodę z "Cmętarzem zwieżąt" zacząłem od nie tej strony co trzeba: najpierw obejrzałem ekranizację (do której scenariusz zresztą napisał sam King), a dopiero później sięgnąłem za samą książkę. Teoretycznie więc nie powinno być żadnego zaskoczenia, nie mówiąc już o strachu - w końcu dokładnie wiedziałem co się stanie. Na szczęście powieść wciąga i intryguje, dodając nowe wątki, a przy tym znacznie rozwijając te, które już wcześniej znałem. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że chociaż "Cmętarz zwieżąt" należy do jednych z najbardziej znanych utworów Stephena Kinga, to jednak ustępuje nieco takim dziełom mistrza jak chociażby "Lśnienie", "Sklepik z marzeniami" czy "Misery".
Bohaterem "Cmętarza zwieżąt" jest Louis Creed - lekarz, mąż, ojciec dwóch dzieci i opiekun zawadiackiego kota imieniem Church. Właśnie razem z rodziną przeprowadził się na drugi koniec kraju do małego miasteczka zwanego Ludlow. Kupił wielki dom w spokojnej okolicy, dostał niezłą posadę lekarza na pobliskim uniwersytecie i nawet w dość krótkim czasie zaprzyjaźnił się ze starymi sąsiadami z naprzeciwka. Jego życie to niemal sielanka, nie licząc oczywiście relacji z teściem, którego szczerze nienawidzi. Niedługo jednak wszystko się zmieni, a będzie to miało swój początek na cmentarzu dla zwierząt, znajdującym się w lesie niedaleko jego domu, do którego zaprowadzi go sąsiad - leciwy Jud Crandall. Okaże się bowiem, że miejsce pochówku psów, kotów czy chomików jest ledwie wstępem do dalszej części nekropolii, gdzie zakopane zwierzęta (podobno) wracają do życia...
"Cmętarz zwieżąt" to powieść, która rozkręca się powoli i część wielbicieli twórczości Kinga może się na początku nieco rozczarować. Autor nie spieszy się z rozwojem akcji, pozwalając nam najpierw na obserwację życia rodziny Creedów, poznania wszystkich jej członków po kolei, ich zwyczajów, lęków czy fobii. Przez większą część pierwszego rozdziału dowiadujemy się o relacji Louisa z teściami, jego przeszłości i marzeniach; poznajemy jego żonę i historię jej życia, które nosi piętno tragedii sprzed lat; autor przedstawia nam również córkę bohatera, jakże mocno przywiązaną do swojego kota, oraz najmłodszego członka rodziny Creedów - Gage'a - który dopiero co zaczyna poznawać nasz świat. Przeżywamy z nimi mniejsze lub większe przygody, piwkujemy razem z Judem, wspominając dawno minione czasy, powracamy w przeszłość rozdrapując dawne rany - wszystko po to, aby jak najbardziej przywiązać się do Creedów i Crandallów. Wszystko po to, abyśmy mogli na własnej skórze przekonać się jak to jest stracić kogoś bliskiego.
"Cmętarz zwieżąt" jest bowiem historią o śmierci i tym, jak wpływa ona na nasze życie. Mówi o tym jak trudno jest się z nią pogodzić i pozwolić odejść komuś bliskiemu, gdy nadchodzi jego czas. Niemal na każdej kartce powieści widzimy ponury cień Kosiarza: Rachel (żona Louisa) za młodu była świadkiem śmierci swojej siostry i od tamtego momentu boi się pogrzebów; Ellie (córka) na początku nie rozumie istoty śmierci a kiedy ją pozna, nie będzie mogła znieść myśli, że jej ukochany kot nie będzie żył wiecznie; Jud i jego żona mają już swoje lata i wiedzą, że życie nieubłaganie im ucieka... Odskocznią powinien być Louis - któż bowiem jak nie lekarz wie, że śmierć jest czymś naturalnym? A jednak, gdy pod nieobecność Ellie Church ginie pod kołami ciężarówki, próbuje uniknąć przykrej sytuacji i za namową Juda zakopuje zwierzaka na cmentarzysku Indian. Kocur istotnie wraca, ale inny. Bardziej skołowany. Odpychający. Złośliwy. Creedowi to jednak nie przeszkadza - oszukał śmierć po to, aby córka była szczęśliwa. Przynajmniej tak się usprawiedliwiał. Śmierć w momencie gdy dotyka nieznajomych lub kiedy się o niej mówi w postaci bezosobowej jest czymś z czym trzeba się pogodzić, ale gdy pojawi się w rodzinie - wtedy wszystko ulega zmianie...
Od momentu zmartwychwstania Churcha zmianie ulega wkrótce także ton powieści. Śmierć zawitała do rodziny Creedów pod postacią kota i nie zamierza stamtąd odejść - atmosfera robi się coraz bardziej ponura i depresyjna i nagle następuje kulminacja w postaci rozdziału drugiego. Przeskakując w przyszłość King całkowicie zaskakuje czytelnika. Jego początek jest najważniejszym fragmentem powieści, bowiem od tego momentu nic już nie będzie takie jak przedtem. Historia nabiera mrocznych barw i razem z Louisem dajemy się porwać magii cmentarzyska Micmaców: jego historii, mrocznej okolicy, mieszkańcach rodem z dawno zapomnianych legend. Powieść zamienia się w mroczny, wciągający thriller z lekką nutą czegoś nadprzyrodzonego. To właśnie takiego Kinga najbardziej lubię - potrafiącego słowem pisanym pokazać wydarzenia, od których ciarki przechodzą po plecach. Długo musiałem czekać na ten moment (może nawet nieco zbyt długo?) - ale w końcu nadszedł. Historia Creeda i jego związku z cmentarzem staje się coraz bardziej zażyła, a ostatnie 150 stron czytamy już jednym tchem i nie możemy przestać. Warto także zaznaczyć, że zakończenie książki jest wręcz wyborne - nie potrafię przypomnieć sobie drugiej powieści Stephena, która kończyłaby się równie mocno.
"Cmętarz zwieżąt" to powieść bardzo dobra, choć zaczynająca się dosyć niemrawo. Wymaga nieco cierpliwości, ale wynagradza ją mniej więcej od połowy swojej grubości. W wydaniu które posiadam pojawiło się kilka drobnych błędów, ale nie są one jakimiś wybitnymi "burakami"; okładka jest całkiem niezła, a cena nieprawdopodobna: tylko 15 złotych! Wiadomo, papier może nie najwyższej jakości, no ale i tak to tylko "piętnastak". Jeśli jesteście fanami twórczości Kinga, to "Cmętarz zwieżąt" powinien znaleźć się w Waszej kolekcji. Jeśli natomiast będzie to Wasze pierwsze spotkanie z mistrzem horroru, to jednak bardziej zachęcałbym do "Lśnienia" lub "Sklepiku z marzeniami", ponieważ tutaj początek może Was troszeczkę zniechęcić.