O książce Izabeli Skrzypiec-Dagnan nie słyszałam za wiele. Okładka gdzieś tam mi mignęła kilka razy, jednak nie było tego na tyle dużo, żeby rzucała się ona w oczy na każdym kroku. Trochę tak, jakby ta pozycja została zapomniana lub nawet niezauważana przez czytelników. Ja jednak postanowiłam po nią sięgnąć i sprawdzić, czy mi się spodoba.
Proste równanie: Jula kocha Krystiana, Krystian kocha Julę. No ale wystarczył jeden nieprzemyślany krok, żeby rozpadło się ono jak domek z kart. Mimo ogromnej miłości, jaką się darzą, nie potrafią ze sobą być. Ona próbuj ukoić swój smutek, a on jakoś pozbierać. Na drodze obojga staje nagle ktoś inny. Jednak czy będą w stanie zapomnieć o sobie nawzajem i ułożyć życia na nowo?
Teraz pozostaje kwestia tego, czy byłam jakoś szczególnie nastawiona do tej pozycji. Moja odpowiedź brzmi: raczej nie. Owszem, miałam z tyłu głowy myśli, że chciałabym się nie zawieść, ale szczególnych oczekiwań nie miałam.
Głównych bohaterów mamy tutaj dwóch, Julę i Krystiana. Jula to młoda kobieta, która raczej nie przywiązuje wagi do większości rzeczy i zdecydowanie żyje chwilą. Chadza na imprezy, pije alkohol i pali papierosy. Oprócz tego za wszelką cenę stara się zapomnieć o byłym chłopaku, który był jej wielką miłością.
Miałam z nią trochę problem, ponieważ mimo tego, że często pokazywała swoją wrażliwą twarz, która momentami naprawdę chwytała mnie za serce, to jeszcze częściej denerwowała mnie swoim takim olewającym i zbyt lekceważącym podejściem do życia. Tak, jakby nic nie było w stanie jej skrzywdzić, więc może robić, co zechce.
Krystian z kolei przeżywał rozstanie z Julą dość, powiedziałabym, “książkowo”. Czyli był przygnębiony, wciąż rozpamiętywał ich wspólne chwile, a w końcu zgodził się na spontaniczny seks z przypadkowo poznaną kobietą w klubie – a wszystko to, by zagłuszyć ból i tęsknotę. Jego akurat bardzo polubiłam, choć nie potrafię określić czemu. Prawdopodobnie przez jego szczere cierpienie, moje współczucie przerodziło się w sympatię. Brzmi to logicznie? Mam taką nadzieję.
Izabela Skrzypiec-Dagnan stworzyła powieść, która trochę odbiega od ram typowej powieści obyczajowej. Z pewnością nie jest zbyt wesoła i optymistyczna. Na każdej stronie znajduje się ogromny ból, smutek, żal z powodu niewypowiedzianych lub nawet wypowiedzianych słów. Nie będę też ukrywać, że mimo bardzo dobrego pióra autorki, książkę czytało mi się dość ciężko. Oczywiście za sprawą tego ładunku emocjonalnego, jaki towarzyszył mi podczas lektury.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, mam jeden zarzut. W tej historii zdecydowanie za często przewijał się alkohol, imprezy i papierosy. Jasne, rozumiem, że autorka celowo wprowadziła te elementy do fabuły, ale wyglądało to trochę tak, jakby chciała ona tym podkreślić aż za bardzo młodość, niezależność i potrzebę czerpania z życia jak najwięcej przez bohaterów. Przez to wszystko, książka ta dla mnie kojarzy się teraz tylko z zapachem dymu papierosowego. Brzmi komicznie, ale tak właśnie jest.
Pisząc tutaj kilka słów o tej pozycji, zapomniałabym o jeszcze jednym. Historia dzieli się na trzy części, więc akcja nie płynie przez cały czas jednym ciągiem. Według mnie to jest trochę tak, jakby pierwszą częścią był etap żałoby, drugim: etap próby akceptacji, a trzecim etap całkowitej akceptacji. Zdecydowanie zaliczam to na konto zalet tej powieści.
Szczerze mówiąc, jestem zadowolona po lekturze tej książki. Nie miałam żadnych szczególnych wymagań, ale i tak dostałam dość poruszającą i smutną historię. Czy będę ją polecać? Raczej nie wszystkim. Tym, którzy poszukują romansu czy powieści obyczajowej, gdzie happy end jest jedynym możliwym zakończeniem, niestety muszę ją odradzić.