Dzisiaj zabiorę was w podróż po kilku zakątkach świata, gdzie cywilizacja jeszcze nie dotarła. Wyruszymy do miejsc, gdzie trzeba czasem mocno kombinować, aby przeżyć. Gdzie często kreatywność i trochę szczęścia mogą uratować nam życie. Poznamy bowiem ziemie, na których mieszkają ostatnie, dzikie plemiona tego świata. Dla nich będziemy obcy. Będziemy wtykającymi nos Gringo. Naszym przewodnikiem zostanie mężczyzna, który lubi chodzić na boso i przekroczył granicę Hondurasu na książeczkę zdrowia. Przedstawiam wam: Wojciecha Cejrowskiego.
Spotkałam się z różnymi opiniami na temat tego mężczyzny, jednak żadna nie wpłynęła na moje odczucia względem tej osoby: wspaniały podróżnik, opowiadający zabawnym i lekkim językiem o swoich perypetiach w trakcie poznawania świata. Lubię jego programy telewizyjne i moim ogromnym marzeniem było przeczytanie którejś z jego książek. Dzięki wydawnictwu Zysk i S-ka otrzymałam tę możliwość i wrażeniami z podróżowania po świecie z Panem Cejrowskim podzielę się teraz z wami.
Zaczynając od spraw technicznych: „Gringo wśród dzikich plemion” nie jest nową książką na rynku, gdyż istnieje już od roku 2003. Ta wersja, którą otrzymałam, jest wydaniem specjalnym tzw. złotą książką wydaną z okazji przekroczenia pół miliona nakładu sprzedanych egzemplarzy. Ta liczba robi wrażenie i nasuwa jedno pytanie: co ta książka ma w sobie, że jest tak licznie kupowana? Moim zdaniem składa się na to wiele czynników, a jednym z nich jest jej wspaniałe dopracowanie od strony technicznej. Twarda oprawa, najlepszej jakości papier, mapki i sporo kolorowych zdjęć, to podstawowe elementy, które wręcz rzucają się człowiekowi w oczy, po wzięciu tego cudeńka do ręki. Stopniowo zagłębiając się natykamy się również na napisane pogrubioną czcionką początki rozdziałów, wyjaśniające niektóre zagadnienia przypisy, czy nawet zabiegi mające na celu graficzne przedstawienie tekstu (wielokropek jako cisza, zmniejszający się tekst przy szepcie itp.). Wszystko to ma na celu uprzyjemnienie czytania i świetnie komponuje się z charakterem jaki ta pozycja posiada.
Odnosząc się do treści stwierdzam, że jest to genialnie napisana książka, która w ciekawy sposób informuje o innych kulturach i miejscach na ziemi. Jest to też swoista opowieść pełna autentycznych zdarzeń, wspomnień i doświadczeń. Cejrowski jest osobą barwną i charyzmatyczną. Potrafi z praktycznie każdej sytuacji wyjść obronną ręka, czy to odkrywając na terenie wojskowych pole marihuany i krzycząc na strażnika, czy będąc złapanym przez lewicową grupę bandziorów, z przyłożoną do głowy lufą karabinu udając Kubańską osobistość. Jego historie bawią i wzruszają (szczególnie opis pasterki na Karaibach), są szczere i autentyczne. W trakcie czytania ani razu nie miałam wrażenia, że coś jest przerysowane, czy zmienione na potrzeby książki. Autor nie wstydzi się napisać, że w trakcie kąpieli był wielokrotnie podglądany, czy że bito mu brawo gdy w krzakach załatwił swoją potrzebę. Ukazuje nam ten dziki świat bez jakiegokolwiek zawoalowania i przekłamania, że są miejsca gdzie ludzie mimo biedy i braku technologi są szczęśliwi oraz że biurokracja potrafi strasznie zaleźć człowiekowi za skórę.
Jest to jak już powiedziałam pierwsza książka Cejrowskiego, jaką przeczytałam, ale wiem już, że nie będzie to ostatnia. Po raz kolejny (tak jak w przypadku Brysona) zapragnęłam znaleźć się w miejscach, o których jest mowa w książce, wiedząc, że nie byłaby to pewnie pełna udogodnień wyprawa. Po lekturze „Gringo…” czuję również, że przyswoiłam kolejną potężną dawkę wiedzy i to w strasznie przyjemnym wydaniu. Rozpoczynając czytanie postawiłam tej pozycji strasznie wysoką poprzeczkę, ponieważ nastawiałam się na nią od dłuższego czasu. Teraz zdecydowanie stwierdzam, że pułap został osiągnięty, gdyż nic mnie nie rozczarowało, jej treść bardzo przypadła mi do gustu, a dodatkowo poczułam głód kolejnych tytułów z tej serii. Wam zdecydowanie również polecam sięgnięcie po nią!