Dzieci to nasz, w sensie ludzkości, największy skarb, to nasza przyszłość, nasza inwestycja, oparcie na starość etc.. Słowa te powtarzane są od lat i wtłaczane w naszą świadomość, co każe sądzić, że dzieci to największe dobro każdego społeczeństwa. A skoro tak, to szczególnie mocno winniśmy otoczyć je opieką, by były one bezpieczne, kochane, szczęśliwe, by mogły poznawać z przyrodzoną im ciekawością otaczający je świat. Niestety rzeczywistość w sposób brutalny rozprawia się w tymi wzniosłymi sloganami, na co dowodem są setki tysięcy dzieci, które nie wiedzą, czym jest prawdziwe i beztroskie dzieciństwo.
"Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat." (Janusz Korczak)
A, co kiedy dziecko płacze albo kiedy milknie, a z jego oczu wyziera jedynie pustka? Co, kiedy dziecko zamiast żyć, tylko egzystuje, pozbawione marzeń i nadziei? O takich dzieciach opowiada w swojej książce "Świat porzuconych dzieci" Jadwiga Wojtczak-Jarosz. Autorka jest lekarką, która stworzyła i prowadziła program ''Uratować Życie'' (''Save a life''), mający pomóc w leczeniu biednych dzieci o polskich korzeniach, zamieszkujących dawne republiki ZSRR. Dotarła do wielu dużych i mniejszych domów dziecka za wschodnią granicą Polski, dzięki jej programowi wiele z osieroconych dzieci uzyskało niezbędną pomoc medyczną i odzyskało zdrowie. Sama autorka jeżdżąc przez wiele lat z pomocą na Ukrainę, Litwę i Białoruś, do Gruzji i obwodu Kaliningradzkiego, mogła przyjrzeć się dokładniej warunkom, w jakich przyszło żyć sierotom i bezdomnym dzieciom. Skrupulatnie notowała wszystkie swoje obserwacje, spisywała każdą rozmowę z dziećmi i ich opiekunami i tak powstał "Świat porzuconych dzieci". Wojtczak-Jarosz na kartach swojej publikacji przedstawia ponury świat dzieci zepchniętych na margines życia społecznego, traktowanych niejednokrotnie jak gorsze istoty oraz opowiada o bezduszności dorosłych względem niedoli tej dziatwy. Trudno pogodzić się z istnieniem takiego świata, trudno zrozumieć logikę, a właściwie jej brak, jaką kierują się tzw. opiekunowie.
Czytelnik wraz z autorką przemierza tereny krajów dawniej wchodzących w skład Związku Radzieckiego, gdzie raz za razem styka się z okrutnie doświadczonymi przez los porzuconymi dziećmi. Trafiamy do sierocińców, gdzie dzieci poddawane są więziennemu drylowi, a ich egzystencja opiera się na nakazach i zakazach, w oczy rzuca się brak jakichkolwiek praw, czy przywilejów. "Granice, co wolno, a czego nie wolno są twarde i bezdyskusyjne. Na wyjaśnienia nie ma miejsca i czasu. (...) U dziecka z czasem zanika nadzieja, że w ogóle może oczekiwać zrozumienia." Z każdej strony książki wyzierają beznadziejna tęsknota oraz przeszywająca samotność dziecka porzuconego, dziecka osieroconego, dziecka niekochanego. Świadomość, że jest się kochanym i akceptowanym to fundament poczucia bezpieczeństwa, to podłoże, na którym kształtuje się osobowość, to budulec, na którym dziecko buduje swoją przyszłość. Dzieci osierocone, mieszkające w przybytkach przedstawionych przez Jadwigę Wojtczak-Jarosz najczęściej mogą liczyć jedynie na pogardę, obojętność, brak jedzenia, niejednokrotnie przemoc. Tam choroba uważana jest za objaw lenistwa, czy hardości i póki nie leje się krew i dziecko oddycha, oznacza to, że jest zdrowe. Dorastanie w takich zakładach na zawsze odciska na dzieciach swoje piętno; czują się inne, trudno im się odnaleźć w normalnie funkcjonującym społeczeństwie, a i ono nie potrafi ich zrozumieć.
Każda z opowiedzianych przez autorkę historii wywołuje u czytającego niedowierzanie, ból, wściekłość, poczucie bezsilności. Każda z nich opowiedziana jest językiem prostym i bez ozdobników. Język stanowi w "Świecie porzuconych dzieci" narzędzie przekazu, opowiedzenia o tym, z czym spotkała się lekarka w odwiedzanych miejscach. Autorka niezwykle rzadko komentuje poczynione przez siebie obserwacje, nie ubarwia przytaczanych historii. Każda z nich - to opowieść o rozpaczliwym życiu. Jak na przykład ta o dziewięciolatku narkotyzującym się butaprenem, by zapomnieć, by pofrunąć gdzie się chce albo ta o trzynastoletniej Tani, która była bita sznurem od żelazka i nie chciała opowiedzieć, kto jej to zrobił, bo "lepsze to, niż podtapianie, jak w niektórych innych domach dziecka", czy też ta o około dwuletniej dziewczynce, żyjącej samotnie w lesie przez wiele miesięcy, a porzuconej tam przez matkę. Albo jeszcze ta o chłopcu, który za 50 dolarów za noc godził się na udział w filmach pornograficznych i ta o kilkunastoletniej dziewczynie, która od wczesnego dzieciństwa była zmuszana do trudnienie się prostytucją, żeby rodzice mieli pieniądze na narkotyki i alkohol. Każde dziecko to osobna, przejmująca historia. Jadwiga Wojtczak-Jarosz w trakcie swoich akcji pomocy dzieciom osieroconym napotykała mnóstwo przeszkód, często ze strony aparatu państwowego, i niejednokrotnie to nie strona finansowa była tym najtrudniejszym do pokonania problemem. A jednak zarówno autorka, jak i inne dobre dusze, które napotkała w trakcie swoich podróży, nie poddały się i w myśl zasady "jak nie drzwiami, to oknem" niosły pomoc na wszelkie możliwe sposoby. To pokrzepiające, że nawet w tak tragicznych warunkach, nawet tam, gdzie bieda aż piszczy, znaleźli się tacy, którzy przedkładają dobro osieroconych i porzuconych dzieci ponad wszystko. Dzięki takim ludziom dzieci mają namiastkę dzieciństwa, nareszcie mogą się do kogoś przytulić, mogą być dziećmi.
Książki takie, jak ta Jadwigi Wojtczak-Jarosz, to ważne publikacje, po które każdy powinien sięgać. Ważne jest by szerzyć wiedzę dotyczącą sytuacji dzieci osieroconych, by uzmysłowić społeczeństwu istnienie problemu i jego skalę, ponieważ wraz ze wzrostem świadomości społecznej, wzrastają możliwości, aby pomoc była bardziej efektywna. Dzieci nie są winne sytuacji, w jakiej się znalazły, to dorośli zawinili. Walka o prawa dziecka, o jego dobro i ochronę, jest bardzo potrzebna w każdym zakątku kuli ziemskiej. Ta walka nigdy nie jest bezsensowna, póki można uchronić choć jedno dziecko przed takim losem, o jakim opowiada Wojtczak-Jarosz. Nawet najmniejszy wysiłek, może przynieść duże zmiany. A więc pomagajmy, choćby nasze wsparcie wydawało się być zaledwie kroplą w morzu!