Świat, który na co dzień znamy, jest pewnego rodzaju schematem powtarzającym się dzień w dzień. Pojedyncze aspekty różnią się, ale tak naprawdę jako ludzie lubimy powtarzalność i z nieświadomą pasją ulegamy jej. Bo czy w końcu nie chodzimy prawie codziennie do pracy, czy szkoły? Czy w określone dni nie spotykamy się ze znajomymi? Czy rok w rok w pewnym momencie nie trafiamy do tego samego miejsca? Na te pytania każdy musi odpowiedzieć indywidualnie sam sobie. Jednakże moje własne obserwacje i doświadczenie ukazują, że właśnie tak jest. Całkowicie inną sprawą jest fakt, czy to coś złego, a może dobrego i czy w ogóle jesteśmy w stanie przerwać to błędne koło? A historia i całych społeczeństw, i pojedynczych osób pokazała, że czasami czynniki zewnętrzne przerywają je i wymagają od nas najwyższej spontaniczności i elastyczności. Jesteście na nie gotowi?
Dwa opowiadania Olgi Tokarczuk – "Profesor Andrews w Warszawie" i "Wyspa". Dwie pozornie odmienne historie. Dwoje ludzi postawionych w nieznanej sobie sytuacji. Dwie drogi wyboru. Co może łączyć zagranicznego Profesora i przypadkowego człowieka na wyspie? To pytanie skłoniło mnie, bym ostatecznie sięgnęła po te dwa dzieła naszej niedawnej noblistki i być może odkryła ich głębię. Czy udało mi się to? Ze smutkiem przyznaję, że nie do końca.
Lecz chciałabym utrzymać tradycję i skupić się na początku na języku, jakim posługuje się pisarka. To moje drugie spotkanie z autorką, więc miałam swoje oczekiwania, które pod względem stylu zostały całkowicie spełnione. Niezmiernie podoba mi dość nietypowa składnia, które od pierwszych zdań wyróżnia daną książkę, czy – jak w tym przypadku – opowiadanie. Choć nie można zapomnieć, że pewnego rodzaju odmienność niesie ze sobą też konieczność większego skupienia i zaangażowania w czytanie. Dla mnie ten język jest dość trudny i na samym początku odczuwałam, że to bardziej wymagająca kwestia. Jednak cenię tę chwilową niedogodność, bo w ostatecznym efekcie nadaje to odpowiedniej barwności i wyróżnia pisarkę unikatowością językową.
"Profesor Andrews w Warszawie" od pierwszych stron zafascynował mnie, przez co niestrudzenie brnęłam przez treść, którą koniecznie chciałam poznać w całości. To opowiadanie poruszyło mnie mocno pod względem emocjonalnym, choć jeśli zadalibyście mi pytanie, co konkretnie tak na mnie oddziaływało, nie byłabym w stanie odpowiedzieć. Byłam w głębokim szoku, czytając tę historię, ale nie umiałam go umiejscowić i odnieść do żadnego aspektu. To uczucie po prostu we mnie trwało i prowadziło przez treść. Zarazem miałam wrażenie, że wokół mnie jest niesamowicie wiele symboli, co również mnie przekonuje, ale w tym opowiadaniu był dla mnie zbyt duży tłok i czułam się zagubiona. Nie wiedziałam, co ostatecznie chce czytelnikowi przekazać pisarka, co ja umiem odczytać i co sama sobie dopisuję.
Natomiast "Wyspa" okazała się dla mnie zbyt trudna i nieuchwytna w odbiorze. Opierała się na znaczeniach metaforycznych, co również wymaga głębszego skupienia i naprawdę inteligentnej analizy. Niestety w tym miejscu stanowczo poległam. Ostatecznie zaczęłam się nudzić i dość mało wyniosłam z tego opowiadania. Starałam się wszystko rozumieć, jednak w moim odczuciu było zbyt wiele w tak krótkiej formie. Lubię opowiadania właśnie za to, że tak trudno jest przekazać coś wartościowego na kilkudziesięciu stronach. Tutaj prawdopodobnie wartościowa treść jest, ale niedostrzegalna dla mnie.
I w tym momencie warto byłoby zadać pytanie, jaka jest główna tematyka tych dwóch opowiadań. W moim przypadku najbardziej odczuwalny był motyw samotności, który niezmiernie przypadł mi do gustu. Pozwalał na dogłębne zrozumienie bohaterów i utożsamienie się z nimi. Jednak przez większość czasu, gdy czytałam, nie byłam w stanie złapać pewnych treści. Wyciągałam po nie rękę, ale ostateczne nie dawałam rady ich uchwycić i zrozumieć. Zazwyczaj chwalę się moją wnikliwością i dostrzeganiem niedostrzegalnego, tymczasem tutaj czuję, że zawiodłam, a to z kolei prowadzi do dużych pokładów frustracji.
"Profesor Andrews w Warszawie" i "Wyspa" to dzieło zbyt refleksyjne i metaforyczne dla mnie. W żaden sposób nie oznacza to, że nie wartościowe. Jednak bez wątpienia dla czytelnika bardziej dojrzałego i wnikliwego niż ja. Z bólem przyznam, że zniechęciłam się teraz do twórczości pisarki, ale myślę, że z czasem spróbuję ponownie i być może wtedy odnajdę coś dla siebie.