Fantastyka nie jest moją domeną i od razu na wstępie przyznaję, że moje rozeznanie jest nikłe, jednak poznałam już kilka utworów z tego gatunku, a więc moja ocena książki Pawła Arciszewskiego „Czarodzieje cioci Grej” oparta będzie na niezbyt szerokim doświadczeniu w tej gałęzi, ale dość rozległym w ogólnie pojętej literaturze. Autor ma na swoim koncie kilka powieści z tego gatunku. Tym razem stworzył historię trzech sąsiadujących narodów, które starają się wypracować rozwiązania gwarantujące pokój pomiędzy nimi, zwłaszcza na niespokojnym pograniczu.
Książka jest potężna. To ponad 950 stron opowiadających o Polu Bakarze, Nordzie, który po przegranej bitwie z Ablami trafia do niewoli. Tam, zamiast jak pospolity jeniec zostać zmuszony do pracy w dowolnym gospodarstwie, trafia na dwór króla, by razem z Heslą, znawczynią prawa wielu narodów i Jardu, najbliższym doradca króla, tworzyć dokument mający zagwarantować pokój pomiędzy Nordami, Ablami i Juratami. Dostaje za to pięć dni wolności, w czasie których poznaje Dakrę, kurtyzanę z jednej z karczm i pokochuje ją całym sercem. Korzystając ze swoich wpływów na dworze doprowadza do uwolnienia ojca Dakry, a tym samym jej samej. Sam jednak musi poddać się prawu i zostać w niewoli Hesli. Pewnego jednak dnia staje się świadkiem ucieczki kobiety, która sama pokonuje kilku mężczyzn, otwiera bramy miasta i znika na koniu. Trochę bezmyślnie Pol postanawia skorzystać z okazji i uciec również. Wkrótce odnajduje dzielną kobietę, Raksę, jednak ranną po ataku niedżwiedzia. Pomaga jej, a ona uznaje go za świętego swego narodu, czyli Juratów. Wkrótce Pol zaczyna udowadniać, że jest potężnym czarodziejem, potrafi uzdrawiać, przenosić się do świata umarłych i z niego wracać. Planuje też ślub z Dakrą, którą w międzyczasie obwołano świętą narodu Ablów. Wszyscy trafiają do gospodarstwa cioci Grej, znajdującego się na pograniczu tych trzech narodów. Rozpoczyna się polityka międzynarodowa, walka o to, aby utrzymać kruchy pokój, zadowolić wszystkie narody, pozwolić na swobodne kultywowanie trzech odmiennych religii i nie pozwolić się podporządkować małym ludziom, pragnącym władzy i zaszczytów. W międzyczasie, w miarę swoich możliwości, cała ta czwórka zaprowadza sprawiedliwość tam, gdzie tylko ma na to wpływ.
Książka ma swoje zalety i wady. Stworzony przez autora świat jest barwny, żywy i plastyczny. Udało mu się w dość jasny i przystępny sposób wprowadzić czytelnika do rzeczywistości, w której obowiązują specyficzne prawa, religie mają wielkie znaczenie, czarodzieje uzdrawiają chorych, potrafią rozmawiać bez słów, patrząc sobie w oczy. Z drugiej jednak strony stworzone przez niego postaci są płaskie, absolutnie dobre lub absolutnie złe. Trzy kobiety towarzyszące Polowi to istne anioły i nie pomogło tu uczynienie z jednej kurtyzany, z drugiej morderczyni jego ojczyma, a z trzeciej kochanki króla, bo każda w swej, niby złej roli, jest usprawiedliwiona, wszystko jest im wybaczone.
Literacko książka pozostawia trochę do życzenia. Autor nie dysponuje jeszcze perfekcyjnym warsztatem, przez co została napisana dość prostym, mało finezyjnym językiem. Mimo wszystko, po wielu setkach stron, z pewnym żalem rozstawałam się z bohaterami. Autor potrafi oddawać emocje, udało mu się stworzyć wiele scen grozy, a jeszcze więcej komicznych, co winduje książkę w moim rankingu o kilka oczek. No cóż, dobrze się czyta powieści niepozbawione humoru, w których dobro zwycięża.
O czym można się zadumać po przeczytaniu tej historii? Przede wszystkim o tolerancji, wyrozumiałości, szlachetności zamiarów. To dzięki tym wartościom gospodarstwo cioci Grej stało się miejscem spotkania wielu kultur i religii, najlepszym terenem do rozmowy o pokojowej współpracy między narodami. Udowadnia, że ludzi należy oceniać po ich charakterze, czystości intencji, a nie narodowości czy innych pozorach. Zwraca uwagę, że nie należy oceniać ludzi, ale ich czyny. Podsumowując, świadoma wad tej powieści oraz mimo wszystko miłych chwil w jej towarzystwie, bardziej polecam, niż odradzam.