Marek Zychla, mistrz (tak, napisałam to) polskiego weird fiction powrócił, by zabawić się gatunkami i ponownie namieszać czytelnikom w głowach. Nasza wyboista relacja pełna jest mojego nieustannego zaskoczenia (póki co wyłącznie pozytywnego), a jeśli miałam nadzieję, że tym razem będzie spokojniej (AKURAT), to nie mogłam się mylić bardziej. Bo „Strychnica“ to podróż w czasie, odskocznia od realności i zabawa stereotypami na ogromną skalę. Jest mrocznie, tematy bywają bolesne, a jednocześnie autor postawił na czarny humor, który nic nie ułatwiał. Poszedł w kierunku gęstej fantastyki, ale na tej etykietce nie poprzestał. „Strychnica“ to zanurzenie w klimacie oddalonej od świata placówki opiekuńczej, urojeniach pacjentów, wtrąceń istot boskich do codzienności śmiertelników. W centrum są bagaże doświadczeń i nietypowe wydarzenia, jakie mogą być fantastyczną prawdą lub omamem. Do placówki zjeżdżają wolontariusze z całego świata, pracownicy przytłoczeni bywają nadmiarem pracy, a przeznaczenie chce powrotu wydarzeń z przeszłości. Pacjenci widzą to, co nieuchwytne pozostaje dla zwykłych ludzi, a każdego dnia zbliża się coś, co dotychczas udawało im się odpychać. Musiałam sprawdzić kilka poradników, jak pisać o osobach z niepełnosprawnością/chorobą psychiczną/zaburzeniami umysłowym, bo Zychla wprowadził mi do głowy mętlik. Niektórzy bohaterowie do mieszkańców ośrodka nie mieli szacunku, niektórzy dbali o ich prawo do godności, a tworzyło to mieszankę, która zaburzała porządek rzeczywistości. Autor bawił się stereotypami, niektóre z nich (nie tylko odnośnie pacjentów, bo nie oszczędzał nikogo) uwypuklił i przerysował, co sprawiło, że pod koniec lektury nie wiedziałam już, kto mówi niewłaściwie, kto zachowuje się nieprawidłowo, co jest zabiegiem celowym, co nieumyślnym działaniem autora. W skrócie? Zychla jak zwykle pomieszał mi w głowie, choć tym razem w innym obszarze niż zwykle. Choć czy aby na pewno? Bo ponownie dzięki niemu wątpiłam w realność wydarzeń, rozważałam omamy i szaleństwo bohaterów, myślałam o wielu drogach... Dopiero z czasem zaczęłam podchodzić ufnie do fabuły, ale potem przypominałam sobie, kim jest autor i dochodziłam do wniosku, że niczego nie mogę być pewna. Że Zychla w prozie jest nieobliczalny, za co zresztą go cenię. Koniec końców okazało się, że jak zawsze moj lęk był na wyrost, bo autor tak czy siak mnie zaskoczył, choć w inny sposób, niż się spodziewałam. Czyli jak zwykle.
Proza Zychli nie będzie przygoda dla każdego, więc umywam ręce, jeśli dzięki mnie złapiecie za jego książki, ale wiedzcie, że ja autora cenię OGROMNIE. Nie zapowiada się, by czymkolwiek udało mu się przebić powieść „Przesmyk“ (zresztą wolę jego pomysły w krótkich formach, może stąd między innymi moja szczególna sympatia dla tego tytułu), ale każde spotkanie z jego prozą cenię, każde sobie chwalę. „Strychnica“ odeszła od moich oczekiwań i przerosła je, a choć polecać się boję, to i tak to robię. Zychla jest super, serio. [Słowo strychnica to połączenie strychu oraz piwnicy, czyli zabawa z odwracaniem świata do góry nogami. Zychla w pigułce.]
Pewne rzeczy stają się oczywiste dopiero po fakcie Do zabytkowej placówki opiekuńczej w Irlandii przybywają kolejni wolontariusze z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, lękliwy emigrant ...
Pewne rzeczy stają się oczywiste dopiero po fakcie Do zabytkowej placówki opiekuńczej w Irlandii przybywają kolejni wolontariusze z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, lękliwy emigrant ...
Przyznam szczerze, że zaintrygowała mnie okładka i kupiłam książkę w ciemno. Zapowiadała się dobrze po krótkim opisie. Na myśl od razu przyszło mi, że to rodzaj gotyckiego horroru, okładka o której ...
PA
@paulina.kubis1
Pozostałe recenzje @mewaczyta
Stany bitwy
Im bliżej wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych, tym częściej temat ten znajduje się na pulpicie całego świata. Od decyzji Amerykanów zdaje się zależeć nie tylko ...
Żebyśmy byli w stanie zrozumieć historię przedstawioną w reportażu Kathleen Hale, muszę wyjaśnić dwa pojęcia. ° Creepypasta to straszna historia budowana w formie mi...