Rodzina to podstawowa i najważniejsza grupa społeczna, na której opiera się całe, nasze człowieczeństwo. To właśnie tutaj, w jej kręgu, przekazywane są pierwsze wartości, zasady oraz odpowiednie wzorce. A dzieci to przecież ufni słuchacze. Obserwują, chłoną i wdrażają jak swoje. Co w przypadku, jeśli któryś z rodziców jest wykolejony społecznie? Karmi swoje pociechy brutalnymi aktami, prezentując je jako te prawidłowe, a ból i krzyk pojmanych ofiar to tylko dowód, że rodzinny rytuał przebiega według zamierzonego rytmu?
„Rodzinka” już jako sam tytuł brzmi niepewnie, a gdy dodatkowo zerkniemy na okładkę, łatwo można się domyśleć, że temat nie będzie należał do tych lekkich. Zestawienie tylko tych dwóch elementów może wzbudzać niepewność i uzasadnioną obawę. Rodzinka… kto tak publicznie określa swoje, domowe ognisko? Ci, którzy są dumni ze swoich pociech. Cieszą się każdym, wspólnie spędzonym dniem, każdą dobrą oceną w szkolnym dzienniku. Pierworodny wyniósł śmieci, zrobił zakupy. Super. Tutaj jednak brzmi to mocno ironicznie. Jasne, czego się spodziewałeś? To przecież wydawnictwo Dom Horroru, a ten fakt powinien już wyczulić Twoje zmysły, że ta opowieść zdecydowanie nie będzie przypominać obrazu z serialu „Domek na prerii”.
Teksas, to tutaj poznajemy jedną z amerykańskich rodzin – w tym przypadku, państwa Masonów. Ojciec Eddie, żona Margie i dzieci – nastoletnia Brandi i mały Jeffrey. Tak, to nadal brzmi to jak idealny sen. Ale relacje pomiędzy małżonkami dalekie są chociażby od określenia „dobre”. On od dłuższego czasu nie ma pracy, ona zarabia na ich utrzymanie. Ciągłe kłótnie, wzajemne wytykanie błędów i brak wzajemnego szacunku rozgrywają się codziennie na oczach dzieci. A te przecież większość czasu spędzają z ojcem, co czyni go bardziej podatnym na ich odbieranie rodzinnej atmosfery. Tyle, że Eddie Mason nie chce być domowym pantoflarzem. Chce być władczy, bezwzględny. Chce przywdziać maskę, która odmieni jego istnienie. Chce by patrzyły na to jego dzieci, pałały się tym obrazem i poiły jego wewnętrzne pragnienia. A te, dalekie są od ludzkich zachowań.
Wszystko pięknie i choć to określenie nie bardzo pasuje do tak makabrycznego obrazu, to nie o to mi chodzi. Nie podeszła mi narracja. Ogólnie, nie przypasował mi styl, pióro w jakim została ta historia opowiedziana. Zgadzam się, temat jest ciężki. Do tego udział dzieci. Mimo to nie czułem grozy, przemykało mi to gdzieś między palcami jako zbyt mało rozwinięte. Szybko zmieniały się sceny, a te które mogły być kluczowe, nie obiegły „kamerą” pomieszczenia dość szczegółowo, by wyraźnie ukazać sytuację, w której znaleźli się jej bohaterowie. Tak, może się czepiam, a może to tylko wynik złej chronologii względem lepszych tytułów. Za to końcówka, mimo że znowu przewidywalna, to jednak wzbudziła gęsią skórkę. Doskonale ujęta.
„Rodzinka” to dobra książka na początek przygody z cięższą odmianą horroru. Dla wyjadaczy Edwarda Lee czy Jacka Ketchuma będzie to ciągle niczym spacer po parku. Niemniej jednak, miło było poznać kolejnego autora , który wywraca ogólnie pojęte poczucie rodzinnego bezpieczeństwa. Miło było, kolejny raz spotkać się z wydawnictwem.