Pierwszy tom obszernego wyboru dzienników wybitnego węgierskiego pisarza dokonany przez tłumaczkę Teresę Worowską opowiada historię Europejczyka, intelektualisty, człowieka wysokiej kultury, którego świat w ciągu kilku lat wali się w gruzy. Nie oszczędzono mu niczego, najpierw był świadkiem polowania na Żydów przez samych Węgrów, ich mordowania i masowej wywózki do Auschwitz w 1944-5r. Potem przeżył ciężkie walki o Budapeszt, kiedy to stracił prawie wszystko: „Nie wydaje się prawdopodobne, bym jeszcze kiedykolwiek ujrzał znów choćby jedną rzecz, która kiedyś do mnie należała – a to było wszystko, co w ogóle posiadałem. Takie pożegnanie nie jest łatwe.” A potem jest świadkiem rządów komunistów, z którymi nie ma zamiaru wchodzić w jakiekolwiek alianse; nie widząc dla siebie perspektyw w nowej rzeczywistości emigruje na Zachód. I tyle.
To przejmujące świadectwo czasów pogardy, w których wychodzą z ludzi podłość i łajdactwo, pisze Marai: „Co było moim największym rozczarowaniem w minionych czterdziestu pięciu latach? Niemoralność węgierskiego społeczeństwa, węgierskiego narodu.” Sam usiłuje żyć godnie w tych strasznych czasach: „nie można robić nic innego, tylko pracować. I żyć, ale życiem istotnym: oprócz pracy robić możliwie tylko to, na co naprawdę mamy ochotę, nie tylko to, co ewentualnie jest jeszcze możliwe. I starać się stykać tylko z ludźmi, których lubimy, żałujemy lub szanujemy. Zachować cierpliwość, wiedzieć, że śmierć nie jest najgorszą z rzeczy, które mogą nas spotkać.” I właśnie tak żyje, to godne podziwu.
Pomagają mu lektury, pisze w 1944r.: „Marku Aureliuszu, wielki, szlachetny i wierny przyjacielu! „Ludzki cesarzu”, jak cię nazywał Herder: w tych strasznych czasach jesteś mi największą pociechą!” W ogóle nie można bez wzruszenia czytać o jego miłości do książek. Pisze w 1945r.: „Odzyskałem kilka książek, Szekspira, Goethego, Montaigne’a, La Rochefoucauld, Marka Aureliusza, Rilkego. Od dwóch dni znów czuję się bogaczem. (…).Dotykać tych książek jest radością nie tylko duchową, ale również fizyczną. Nie spocznę i póty będę chodził z plecakiem do ruin mieszkania, póki nie uda mi się uratować Prousta, Greena, Jánosa Aranya.”
A sam jest człowiekiem osobnym, każdy reżim uważa go za wroga: „Dla Węgier prawicowych, faszystowskich byłem lewicowym elementem destrukcyjnym, sługusem Żydów, ukrytym bolszewikiem i tak dalej. Dla nadających obecnie ton lewicowych kół demokratycznych jestem reakcyjnym prawicowcem, kryptofaszystą i tak dalej.”.(1945)
Nie ma najmniejszych złudzeń co do komunizmu: „To pewne, że faszyści w niczym nie mieli racji, ich koncepcja była nieludzka, okrutna, głupia i bezcelowa. Ale z tego, że faszyści nie mieli racji, bynajmniej nie wynika, że marksiści ją mają. Diabła nie można wypędzać Belzebubem.” Dlatego, nie chcąc kolaborować z komunistami i nie mając z czego żyć zmuszony jest do emigracji. Ostatnie zapiski z tego tomu czynione są w Neapolu.
To głęboki, przejmujący tekst, proza najwyższej próby. Dodatkowym walorem książki są znakomite aforyzmy, które podaję osobno, w cytatach, nie mogę się wszakże oprzeć przed przytoczeniem jednego: „Jeśli mężczyzna żyje dość długo i uważnie, w pewnych sprawach – ciało, miłość, gotówka, rodzina – powoli staje się tak mądry, jak kobieta.”