Nazwisko to kojarzyło mi się zawsze z aktorstwem, za sprawą i ojca, i syna oczywiście. Ponadto niejednokrotnie rozbawiały mnie kabaretowe występy Macieja Stuhra, ale z tej strony nie był mi dotychczas znany. On pisze, i naprawdę potrafi to robić. Jego felietony ukazują się co miesiąc, jak sam mówi we wstępie tej książki: " wydobywa z siebie przynajmniej jedną myśl w miesiącu, co uważa za swój osobisty sukces"*. Moim zdaniem wygląda to ciekawie, aktor opisuje tu swoje spostrzeżenia na temat otaczającej go rzeczywistości, zaznajamia nas ze swoimi poglądami, a wszystko to napisane jest bardzo trafnie i zabawnie. Intryguje, dostrzega zalety i wady, zwraca się do nas bezpośrednio, zmusza do myślenia, do refleksji, ale w sposób wyważony i delikatny.
"W krzywym zwierciadle" to spory zbiór felietonów napisanych przez znakomitego aktora i kabareciarza, który ma coś do powiedzenia. Jest tu interesująco, nie ma patosu, zbędnych słów czy udawania, zakłamania, wszystko jest przemyślane i dopracowane. Książka nie powstała z dnia na dzień, lecz na przestrzeni kilku lat. Pomysł bardzo ciekawy, ponieważ dzięki niemu nie tylko miłośnicy "Zwierciadła" mogą poznać teksty tworzone przez Macieja Stuhra, lecz także ci, którzy nie czytują prasy. I inne osoby mają szansę zaznajomić się z jego felietonami, z jego specyficznym poczuciem humoru i naprawdę niewesołymi czasem przemyśleniami na temat nas samych. Możemy poznać aktora z zupełnie innej strony, ma on bowiem wiele do powiedzenia i dzieli się z nami nawet osobistymi często przeżyciami i wspomnieniami, do których podchodzi z przymrużeniem oka i dużym sentymentem. Nie uważa się przy tym za osobę, która jest najmądrzejsza i wszystko wiedząca. Nie, potrafi przyznać się do błędów, niedociągnięć, ma dystans do siebie, tego co robi i czym się zajmuje. Najbardziej podobają mi się zakończenia jego krótkich tekstów, każde jest dopięte na ostatni guzik, każde czegoś uczy i o czymś mówi, po prostu wyraziście i w sobie tylko znanym stylu, dobitnie wskazuje nam to, co ważne i istotne, wyciąga wnioski i zaskakująco puentuje.
Interesująco interpretuje tekst piosenki znanego zespołu, uwielbianego jeszcze jakiś czas temu przez nastolatki. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy zastanawiać się nad tym, o czym jest ów refren, melodia wpadająca szybko w ucho i tyle, nic godnego uwagi, wartego bliższego poznania i zajmowania się tym. A jednak warto przyjrzeć się bliżej temu tekstowi, gdyż i on może nas zainspirować. Maciej Stuhr dopatrzył się w nim drugiego dna!
Kolejny tekst jest niemniej ważny i jak najbardziej aktualny. Nie dalej jak wczoraj przechodził podobną sytuację mój własny mąż próbując połączyć się z przedstawicielem znanej sieci, ponieważ chcieliśmy zakupić córce nowy telefon. Chcieliśmy to dobre słowo, czas przeszły jak najbardziej na czasie, najpierw bowiem wypadałoby uzbroić się w anielską cierpliwość. Spokojnie zdążylibyśmy wyjść na spacer, zjeść kolację, obejrzeć mecz, a do rozmowy dalej być może by nie doszło. Może dzisiaj lub jutro spróbujemy ponownie. Kto wie?
Moją uwagę zwrócił również felieton dotyczący niebywale istotnego zagadnienia, jakim jest remont mieszkania. Każdy z nas zapewne coś takiego przeżył, być może jest już po, w trakcie albo przed ulepszeniem swojego domu. My zdecydowaliśmy się w zeszłym roku na odnowę łazienki, wspominam owo przeżycie do dnia dzisiejszego, jednak muszę przyznać, że niewiele wniosków na przyszłość wyciągnęłam z tego błędu, ponieważ w tym roku postanowiłam zająć się jedną, malutką ścianą kuchenną, z uwagi na to, iż płytki do niej przyklejone po prostu odpadły. Co tam jedna ściana, myśleliśmy sobie z mężem, ani finansowo nie odczujemy dyskomfortu, ani to zbyt długo nie potrwa, a zrobić trzeba, jakby nie było... Komentować tego krótkotrwałego przedsięwzięcia nie będę, bo na samo wspomnienie mnie trzepie. Przytoczę lepiej fragment felietonu, ponieważ Maciej Stuhr napisał o tym dogłębnie, ciekawie i zabawnie, trafiając w samo sedno można by rzec:
"Różne mogą być przyczyny zdecydowania się na remont. Ktoś na przykład może myśleć, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby sobie na takie coś pozwolić, i jeszcze nie wie, w jak wielkim jest błędzie. Ktoś inny może uważa, że jest zbyt normalny psychicznie i szuka sposobu, żeby oszaleć, a tym samym zbliżyć się do reszty społeczeństwa. Dla mnie była to nasilająca się niechęć do mieszkania w hotelach i pociągach."*
Oczywiście nie mogę zapomnieć o tym, co na końcu książki. To coś w rodzaju scenariusza do filmu, o wiele mówiącym tytule "Utytłani miłością". Opowiadanie powstało wtedy, gdy bardzo popularne były wszelkie komedie romantyczne. To historia zainspirowana wieloma mniej lub bardziej interesującymi i godnymi uwagi ekranizacjami, zarówno filmami klasycznymi, jak i nowszymi, z przesłaniem lub bez, z sensem lub kompletnie tego sensu pozbawionymi. Czyta się niebywale szybko i świetnie się możemy przy tym bawić, zaśmiewać do łez, ale i pomyśleć o tym i owym. Autor tytułem wstępu tłumaczy się z inspiracji, jaką zaczerpnął z wtedy jeszcze nie nakręconego, ale dzisiaj bardzo popularnego "Pokłosia".
Całość moim zdaniem znakomita, niebanalna, świetnie skrojona, napisana ze smakiem i inteligentnie. Nie dość, że aktor, z takim nazwiskiem, przystojny, to jeszcze ma coś ciekawego do powiedzenia. Polecam jak najbardziej.
* fragmenty pochodzą z książki
"W krzywym zwierciadle" Maciej Stuhr, Wydawnictwo Zwierciadło, 2013