Monodram 'Kontrabasista' według tekstu Süskinda (niestety nie miałem okazji obejrzeć) gra już Stuhr od ponad trzydziestu lat, po polsku i po włosku. Z tej okazji napisał krótką książeczkę, w której, pod pretekstem wspomnień ze spektakli, snuje rozważania osobiste i bardziej ogólne. W szczególności mówi dużo o sobie i swojej karierze i mówi dobrze albo bardzo dobrze. No cóż, przywilejem każdego wybitnego artysty jest narcyzm i egocentryzm...
Tradycyjnie autor atakuje i potępia w czambuł nowy polski teatr w osobach Warlikowskiego, Klaty, Zadary, Strzępki, Demirskiego i innych. Przeciwstawia im swoich mistrzów: Swinarskiego, Jarockiego, Grzegorzewskiego; niestety, ci wybitni twórcy już odeszli. A młodzi wystawiają ważne spektakle, poruszają widownię... Trochę owe ataki przypominają narzekania starego pryka w stylu 'za naszych czasów to było wspaniale panie dzieju, a teraz...'; nudne i niesmaczne są prawdę mówiąc.
Mamy też parę anegdotek o aktorach: zwłaszcza świetna o Jerzym Treli wdychającym tlen po wyczerpującej grze w 'Dziadach' w reżyserii Swinarskiego.
Może najciekawiej pisze Stuhr o tajnikach sztuki aktorskiej. Ten gorący wyznawca metody Stanisławskiego twierdzi: „Aktorstwo to jest umiejętność zapamiętywania pewnych stanów nerwowych u siebie i u innych i odtworzenia ich na zawołanie. Proste? Proste. Trzeci dzwonek i zaczynam”. I dalej: „Moją zasadą w działaniu artystycznym zawsze było i jest kontrolowanie emocji. Nie panując nad emocjami, można natychmiast popaść w histerię, a histeria na scenie, zwłaszcza w męskim wydaniu, jest przykra do oglądania.” I jeszcze: „To jest gra. Piękna, szlachetna, na serio – ale gra. Kreacja, jak kto woli, z której każdego wieczoru trzeba się oczyścić i wrócić do realu. Mimo że przypłaciłem wykonywanie tego zawodu dwiema ciężkimi chorobami, mam nieustające wrażenie, że jestem człowiekiem zdrowym, zdolnym w związku z tym do odegrania neurastenii mojego kontrabasisty.”
I jeszcze, skarży się Stuhr, że film 'Obywatel' wszystkim się podobał oprócz polskich krytyków. No nie, byłem na nim w kinie i bardzo wyszedłem rozczarowany, to mało śmieszny zbiór skeczów, kudy mu do 'Historii miłosnych' i 'Pogody na jutro'. Może przyszłe pokolenia ten film docenią, ale mocno wątpię.
W sumie to krótka, dosyć lekka, czasami irytująca, ale sympatyczna lektura.