Ciekawa to proza, żeby nie użyć określenia „dziwna”. Zgodnie z postanowieniem, czytam w tym roku mniej książek, i raczej unikam nieznanych mi autorów, ale tym razem miałem przeczucie (hehe), że warto sięgnąć po prozę Łukasza Krukowskiego. Ryzyko wszakże niewielkie, bo powieść to niedługa. Opis wydawcy zaintrygował mnie za to na tyle, że chciałem poznać losy Artura, głównego bohatera i narratora tej dziwnej historii.
„Kilka miesięcy temu wyszedłem na dwór, spojrzałem na wieżowce w metropolii i doświadczyłem takiego przedziwnego wrażenia z tyłu głowy, że coś jest nie tak, miałem po prostu przeczucie. Zaraz potem zaczęły się te wszystkie wydarzenia na świecie, te wydarzenia, powiedzmy, wielkoskalowe. To jeszcze dałbym radę przeżyć gdybym żył tak jak zawsze, ale mój kumpel prorok, prawdziwy prorok, nie pozer, dał mi radę żeby załadował się w krypto. Załapałem się na moją pierwszą prawdziwą hossę i wypłaciłem gotówkę. Przyjechałem tutaj, bo miałem przeczucie…”
BUKMAHERKA, KRYPTOWALUTY I ŚWIADOMOŚĆ NIEUCHRONNEGO KOŃCA
Książka od początku wciąga. Już pierwsze zdanie – „Moja paranoja miała gwałtowny początek” – całkiem nieźle wskazuje nam gdzie zabierze nas narrator. Artur średnio sobie radzi z życiem. To swoiste studium jego paranoi. Rzecz w tym, że należy do tych ludzi, którzy „mają przeczucia”. Dlatego obstawia mecze i interesuje się kryptowalutami. I choć bardzo przeciętnie na tym wychodzi, bo wciąż wynajmuje pokój ze współlokatorem, to jednak łatwo mu wmówić sobie, że widzi więcej. W swoim mniemaniu pretenduje nawet do miana współczesnego proroka i „ma przeczucie”, że wielkimi krokami nadciąga koniec świata.
I to jest właśnie ten element łączący mnie z Arturem, który sprawił, że z zainteresowaniem sięgnąłem po tę powieść. Ja też mam przeczucie, że nieuchronnie zbliża się koniec świata. Naprawdę wierzę, że to nie jest odległa perspektywa – mnóstwo znaków na to wskazuje, łącznie z tym, że kończy się cała masa zasobów naturalnych. Myślę, że Bóg (nazywany przez niektórych po prostu wielkim architektem) wiedział u zarania dziejów ile to wszystko potrwa. Według niektórych prawdopodobnie mam paranoję, choć nie miała ona gwałtownego początku jak w przypadku Artura.
Zresztą tutaj kończą się punkty styczne między mną, a bohaterem wykreowanym przez Łukasza Krukowskiego. Niby Artur również zainteresował się filozofią i teologią, ale jego poglądy zdają mi się być dość miałkie i niespójne. Na przykład odwołania do osoby Jana Chrzciciela są straszliwie przestrzelone. Artur zdecydowanie bardziej siedzi w bukmacherce niż teologii, choć i z tą nie idzie mu najlepiej. Ewidentnie czuje, że coś jest nie tak z remisami w drugiej lidze włoskiej, ale nie był w stanie przekuć tego na swój doczesny dobrobyt. Dusi się (dosłownie i w przenośni) w metropolii, której trudno nie utożsamić z Warszawą.
PREPPERSI SĄ WŚRÓD NAS
Artur ucieka od miasta, a jego przygody zdają się być utkane ze snów przeplatanych z rojeniami nieźle naszuranego paranoika. Swój jednak swego znajdzie, zwłaszcza, że w świecie Krukowskiego szybko rośnie liczba preppersów przerabiających szamba na schrony.
„- Wydaje mi się, że mam podobne przeczucia do waszych. […] Nie wydaje wam się, to tak przede wszystkim, że metropolia jest piekłem? Kiedy tam mieszkałem, zauważyłem to tylko na początku, a później organizm się przyzwyczaił, ale… Nie można tego zupełnie zignorować, nie można przyzwyczaić się do końca. Wszystko jest tam zrobione w taki sposób, że wydaje się jednocześnie zabawne i nierealne, a jednak przecież jest realne, przecież to wszystko prawda: że stare kościoły stoją obok ołówkowych wieżowców, że biedni Hindusi i Ukraińcy jeżdżą z pizzami na ostatnie piętra przeszklonych gmachów, że czasem jakiś zabytkowy budynek jest zastawiany ze wszystkich stron przez nowoczesne bloki, że…”
„Mam przeczucie” wciąga. Jeśli lubicie sięgać po dystopie. Jeśli apokaliptyczne wizje końca świata nie są dla was jednoznacznym świadectwem paranoi, to możecie się odnaleźć w prozie Łukasza Krukowskiego. Artur trafia na swoich, co daje mu nadzieję, że może nie jest tak do końca odklejony:
„- To technokraci nas rozjebią w pierwszej kolejności – Trowski się trochę podpalił. – Jest już taka firma z Bostonu, która tworzy chodzące roboty. Inna firma z Anglii pracuje nad androidem z idealnie odwzorowano mimiką. Jest też, uważaj teraz, firma którą wszyscy znają, i która kroi mózgi małp. Wystarczy że dojdzie do fuzji tych trzech firm, i po nas. Każdy się ze mnie śmieje, ale taka prawda. Albo sztuczna inteligencja nas załatwi. Człowiek jest tym co tworzy i nad czym pracuje, a jeśli boty będą robić wszystko, łącznie ze sztuką, to staniemy się zbędni. W końcu wszystko p*********, a z której strony, to nieważne. Ale chcę potwierdzić twoje intuicje. Jeśli tobie wydaje się tak samo, to masz rację. Po prostu. Może brzmię jak wujek na spotkaniu rodzinnym, który ogląda państwową telewizję, ale to jest akurat prawda.”
CZY JESTEŚ GOTOWY NA KONIEC?
Książkę czyta się szybko. Jest napisana nie najgorzej, choć mnie raziła pojawiająca się wulgarność. Nie po to sięgam po powieści, by mierzyć się z językiem, którego mogę się nasłuchać w tramwaju. Byłem jednak ciekaw gdzie Artur zmierza – dosłownie i w przenośni. Gdzie zaprowadzi go jego paranoja.
Czy w ogóle można przygotować się na nadciągający koniec świata? Czy w obliczu przeczucia, że – cytując amerykańskich preppersów – „niedługo gówno wpadnie w wentylator”, można być gotowym?
„W byciu preppersem nie chodzi właściwie o przygotowania na jakąś techniczną zagładę, tylko na bycie gotowym na wszystko, na różne kłopoty i katastrofy, które mogą się zdarzyć… – A gdyby się okazało, że metropolia może rozpocząć nieokreśloną niekontrolowaną ekspansję? – wtrąciłem się. – A gdyby okazało się, że w pewnym momencie nie będzie już gdzie wrócić, nie będzie ucieczki? – Technologia, metropolia, będzie tylko gorzej. A jednak trzeba jakoś żyć. Uspokój się. Przygotuj się, ale się nie zesraj.”
Jestem pewien, że można być przygotowanym na koniec. I nie chodzi o budowanie atomowego schronu i zebranie zapasów ryżu, którym wyżywimy rodzinę przez wiele lat po tym jak skończy się „globalny porządek”. Zresztą, co by to było za życie? Można być przygotowanym na nadciagający koniec, o którym dość wyraźnie mówił Jezus:
„Ludzie omdlewać będą z trwogi w oczekiwaniu tych rzeczy, które przyjdą na świat, bo moce niebios poruszą się. I wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie wasze”. (Łukasza 21,26-28)
Nie o tym jednak traktuje (a szkoda) Łukasz Krukowski w swojej powieści. Dlatego też „Mam przeczucie” nie da Wam odpowiedzi na to jak być gotowym. Tejże należy szukać gdzie indziej – polecam Nowy Testament.
Co do opisywanej książki – było to ciekawe doświadczenie literackie. Nie będę zdradzał Wam zbyt wiele z tego gdzie ostatecznie dotarł Artur. Inna sprawa, że nie byłbym nawet w stanie tego zrobić, ponieważ kompozycja powieści jest dość otwarta, i mi osobiście zabrakło tu sensownego, mocnego zakończenia.
Może zwyczajnie go nie wychwyciłem. Może każdy konfrontując się z tą powieścią, ma wyciągnąć własne wnioski.
Artur jest hazardzistą - obstawia mecze, "inwestuje" ostatnie pieniądze w kryptowaluty. Choć mieszka w metropolii dość długo, dopiero teraz zauważa, jak szybko się ona rozrasta. Chyba nikt nad tym ni...
Komentarze
@kbp83 · ponad rok temu
Książka bardzo nierówna, do końca "pogrzebu" bardzo wciągająca, potem zupełnie niepotrzebny, moim zdaniem, wątek kryminalny, śmieszne tankowanie na stacji bez prądu, przedzieranie się do miasta nie wiadomo po co. Autor rozpędza się i w najciekawszym momencie, traci pomysł na dalszy ciąg historii. Jaka szkoda! Tyle wątków godnych kontynuacji. Nie wiemy kto skończył? Jak? Co dalej? Książka porusza ważny i ciekawy temat, jednak trochę ślizga się po nim aby na końcu zostawić nas bez żanych odpowiedzi.
Artur jest hazardzistą - obstawia mecze, "inwestuje" ostatnie pieniądze w kryptowaluty. Choć mieszka w metropolii dość długo, dopiero teraz zauważa, jak szybko się ona rozrasta. Chyba nikt nad tym ni...
... jeśli potrzebujesz pomocy. Na książkę Krukowskiego rzuciłam się jak Reksio na szynkę. Miało być tam wszystko to, co lubię – niepokój, paranoja, zagłada cywilizacji, nieoczywistość, koniec świ...
@Chassefierre
Pozostałe recenzje @atypowy
Niezwykły świat sztuki, miłości i tajemnic
„Czuwając nad nią” Jean-Baptiste’a Andrei to powieść, która zachwyca nie tylko treścią, ale również pięknym stylem i wydaniem. Książka została opublikowana przez Znak Ko...
"Krótka historia ekonomii" autorstwa Nialla Kishtainy to fascynująca podróż przez historię jednej z najbardziej wpływowych nauk społecznych. Autor jest cenionym brytyjsk...