Słowo alkohol i alkoholizm odmienia się w tej powieści przez wszystkie przypadki i nie jest to nadużycie.
Opowieść zaczyna się zwyczajnie. Rodzina repatriantów zza Buga osiedla się na Żuławach, prowadzi wielohektarowe gospodarstwo, walczy z agitatorami społecznymi, którzy chcą utworzyć Państwowe Gospodarstwa Rolne czyli PGR-y. Gospodarz nie ulega namowom. Wzorowo zarządza swoimi włościami. To fasada. Nad wielodzietną rodziną krąży widmo alkoholizmu i trudno się jest od niego uwolnić. Ośmioro dzieci ma w życiu niełatwo, a szczególnie niełatwo, kiedy ojciec, głowa rodziny jest alkoholikiem, a z czasem i matka popada w nałóg.
Poznajemy historię rodziny z perspektywy Zosi, która zastanawia się, czy dziedzictwo można przekazać dzieciom, czy i one z góry są skazane na przekleństwo uzależnienia. Nawet jeśli córki nie piły, wychodziły za mąż za mężczyzn nadużywających alkoholu. Czy mogły tego uniknąć? Teoretycznie powinny, ale historia Zosi i jej małżeństwa pokazuje, jak działał ten mechanizm. Dopiero później bohaterka zrozumiała, że alkoholizm to choroba i nie zawsze ma genetyczne podłoże.
W powieści przedstawione zostały losy ośmiorga dzieci Stefaniaków. Jedne krótko, jak krótkie było ich życie, inne ze szczegółami, ponieważ ukazywały często początkową walkę o godne życie, stopniowe uleganie nałogowi i ostateczne zwycięstwa albo porażki. Zosia miała doskonały i obszerny materiał do analizy istoty alkoholizmu, biorąc pod uwagę siedmioro rodzeństwa, nie wyłączając jej samej. Wszyscy byli pracowici, eleganccy i nieagresywni, a to nie mieściło się w ramach obrazu statystycznego alkoholika. Dzieci inteligentne, z dużymi możliwościami, gdyby nie wszechobecna powojenna bieda.
Mamy tutaj perypetie Jacka Stefaniaka, brata Zosi, który jako jedyny nie uległ nałogowi. Chciał się ożenić z dziewczyną z PGR- u, niezbyt akceptowaną przez rodziców. Dzięki interwencji Zosi wszystko dobrze się skończyło. Brat ożenił się z ukochaną, został na gospodarstwie rodziców, a oni zyskali świetną synową.
Na pozostałych braciach, niestety, ciążyło dziedzictwo alkoholizmu. Ciekawie opisane zostały poszczególne przypadki. Najdokładniej opisane jest życie Zosi, od lat najmłodszych szkoły podstawowej, poprzez szkołę średnią, studia wyproszone u rodziców, zaangażowanie społeczne, znajomości i sympatie, aż po zakochanie się i ślub z Mateuszem, który również okazał się alkoholikiem.
Zosia dopiero jako żona i matka dwóch synów trafiła do poradni uzależnień i terapeutka postawiła diagnozę – koalkoholizm. Wtedy przeszła szkolenie i zrozumiała, że alkoholizm to choroba. Zastanawiała się, co by było, gdyby ojciec nie pił, bracia nie poszli w jego ślady, zerwałaby z Mateuszem, jak zauważyła pierwsze symptomy choroby? Na te pytania nie uzyska już odpowiedzi.
Dla niektórych te szczegółowe opisy kolejnych etapów życia bohaterki mogą okazać się męczące, ale to klimaty i czasy, w których się wychowałam. Problemy, których dotykała niejedna rodzina. Miałam to szczęście, że nie zostaliśmy dotknięci uzależnieniem, ale już rodzina mojego męża tak. Jana Inna sprawnie operuje słowem i ciekawie prowadzi narrację. Nie ma dłużyzn i niepotrzebnego roztkliwiania się nad tematem. Jest to udany debiut. Autorka niech pisze dalej, chętnie przeczytam.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.