Człowiek, uważając się za najrozumniejsze ze stworzeń, uczynił siebie panem ziemi. Postępująca degradacja środowiska, skażenie atmosfery, industrializacja i urbanizacja związane z jego działalnością niszczą naturalność; przyroda zostaje zepchnięta na margines, niemal całkowicie zamknięta w rezerwatach. A nie zawsze tak było. Nim ekspansja człowieka na Ziemi sięgnęła zenitu, rytm życia wyznaczały zmiany pór roku i dobowy rytm przeplatających się ze sobą nocy i dni. Taki świat odszedł bezpowrotnie, a Cormac McCarthy próbuje go po części utrwalić na kartach swej powieści.
Muszę przyznać, że "Strażnik sadu" to dla mnie zupełna nowość literacka, książka jakże odmienna od moich głównych czytelniczych zainteresowań. Pierwszym wrażeniem po lekturze, jakie mi towarzyszy jest inność tej pozycji, rozumiana w szerokim aspekcie. Po pierwsze nie mamy tu konkretnej fabuły, a raczej zlepek obrazów układających się w pewną całość. Po drugie, wykreowanych przez autora postaci nie ma wiele, akcja skupiona jest wokół trójki głównych bohaterów, mimo to wymaga skupienia przy czytaniu, bo pomimo powolności opisów i akcji, czasem ciężko połapać się w jej meandrach. Po trzecie, jeśli literaturę można klasyfikować jako kobiecą i męską, zdecydowani "Strażnik sadu" jest powieścią, którą pewnie lepiej czytałoby się panom, niemniej jednak nie żałuję czasu spędzonego na lekturze.
Fabuła przenosi nas do Ameryki lat 30., czasu prohibicji i kwitnącego przemytnictwa. Portretuje losy mieszkańców małej mieściny położonej gdzieś w stanie Tennesee, gdzie jeszcze wciąż przyroda próbuje mieć wpływ na życie ludzi. W otoczeniu gór i lasów położony jest sad, pilnowany przez starca Athera Ownby'ego. Bardziej niż nad sadem właściwie, starzec sprawuje pieczę nad ciałem człowieka, które spoczywa w przyległym do sadu zbiorniku wodnym. Mężczyzna pilnuje go, czując się do tego zobowiązanym, gdyż można powiedzieć, że był świadkiem morderstwa. O jego odkryciu nie wie nikt inny.
W okolicy mieszka też rodzina, nielegalnie pędząca zakazaną whisky. Jej przemytem zajmuje się Marion Sylder, człowiek raczej o niskiej moralności, impulsywny i nieprzenikniony, który pewnego dnia dopuszcza się strasznego czynu. Ofiarą staje się przypadkowy człowiek, mąż i ojciec. Marion podczas swych "podróży w interesach" nawiązuje znajomość z pewnym chłopcem. Ma się wrażenie, że naprawdę go polubił i traktuje prawie jak syna, zaś chłopcu postać Mariona na pewno imponuje. Mały szuka wzorca mężczyzny, którego mu brak, gdyż jego biologiczny ojciec został zamordowany. Przy okazji chłopiec zajmuje się kłusownictwem, którym para się większość mężczyzn w okolicy.
Losy trzech mężczyzn splatają się w niezwykłych okolicznościach i aż trudno sobie wyobrazić, jak skomplikowanie się ze sobą przenikną.
Wspaniałe opisy przyrody, sceny z życia zwykłych ludzi, okraszone próbą przekazania motywów ich postępowania, wyjaśnionych przez najbardziej pierwotne ludzkie pobudki to cechy szczególne tej powieści. Wprowadza nas w nieco hipnotyczny klimat, rodem ze snu. Zmusza do refleksji i na pewno, żeby zabrać się do lektury, trzeba na to znaleźć trochę czasu i duże pokłady cierpliwości, ale uważam, że warto.