Lili rozpoczyna studia w Los Angeles. Nie wie jeszcze, jak bardzo zmieni to jej życie. Dziewczyna bardzo tęskni za swoją pogrążoną w śpiączce przyjaciółką, Rosie. Wyjazd z rodzinnego miasta był dla niej jedynym wyjściem, aby uwolnić się od demonów przeszłości. Kiedy dociera na swój wymarzony uniwersytet, okazuje się, że w rejestracji zaszła pomyłka i Lili będzie zmuszona zamieszkać z dwoma chłopkami. Jeden staje się dla niej bratem, którego nigdy nie miała, natomiast drugi stanowczo ją ignoruje. Dziewczyna jednak zaczyna żywić do niego uczucia, których sama nie potrafi zrozumieć. A na dodatek chłopcy skrywają pewną tajemnicę...
Przyznaję się, że gdyby nie fakt, iż na mojej półce w kolejce czeka czwarty tom tej serii, to nawet bym po nią nie sięgnęła. Jednak w końcu się przemogłam i przeczytałam pierwszy tom cyklu, który z pewnością zawróci mi w głowie, a nawet już to zrobił.
Główna bohaterka, Liliana Wilson to jedna z bardziej irytujących bohaterek na świecie. Dziewczyna jest sympatyczna, ale momentami jej zachowanie przechodzi ludzkie pojęcie. Nie da się po prostu z nią wytrzymać! W pewnych momentach stawała się dla mnie maksymalnie upierdliwa, jak mucha. Dosłownie.
Evan, to jeden ze współlokatorów dziewczyny. Jest bardzo przyjacielski, sympatyczny i troskliwy. Ze świecą szukać takiego chłopaka. Mam wrażenie, że zniszczyłby każdego, kto by tylko ośmielił się skrzywdzić jego bliskich, ale ogólnie nie skrzywdziłby nawet muchy. Bardzo go polubiłam i mam nadzieję, że w kolejnych tomach będzie go zdecydowanie więcej.
Cameron to z kolei chłopak, który wzbudza we mnie dosyć negatywne emocje. Sama nie do końca wiem, dlaczego tak jest. Po prostu, kiedy tylko się pojawiał, było mi nieswojo i z trudem znosiłam jego obecność. Ten bohater jest pełen sprzeczności i trzeba przyznać, że okropnie traktuje główną bohaterkę. Dziewczyna staje prawie na rzęsach, żeby jakoś go przekonać do siebie, a on co robi? Jeszcze się na niej wyżywa. Dla mnie ta postać jest skreślona.
Muszę teraz powylewać swoje żale, bo chyba pęknę. Autorka ma słaby styl pisania. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że jest to opowiastka pisana typowo na wattpada, czy inny tego typu portal. Strasznie kuła mnie w oczy ilość wykrzykników, które towarzyszyły prawie każdej wypowiedzi Liliany. Według mnie nie było potrzeby, żeby używać tego znaku aż tyle. Jeden, dwa, no góra trzy to okej. No ale co drugie zdanie? To już jest chyba przesada.
Drugą rzeczą jest dość słaba kreacja bohaterów. Owszem, udało mi się określić mniej więcej ich cechy charakteru, ale mimo wszystko wydają mi się oni tacy płascy i nijacy. Mam wrażenie, że Mathilde Aloha skupiła się bardziej na przedstawieniu tej historii za pomocą kolejnych wydarzeń, a bohaterów potraktowała po macoszemu. Nawet ja, pisząc swoje nieudolne opowiadania, staram się jakoś tych bohaterów przedstawić w dobry sposób.
Mimo wad jest to książka wciągająca. Może nie będzie chodzić po głowie przez długi czas, ale jest w niej coś, co zdecydowanie przyciąga. Moim zdaniem, jest to lektura idealna na rozluźnienie, leniwy wieczór, czy też, żeby po prostu oderwać swoje myśli od męczących spraw. Jestem ciekawa, czy kolejne tomy zostały napisane lepiej i czy ich fabuła również mnie wciągnie.