Autor "Ester, gdzieś tam..." - Eliseo Alberto jest Kubańczykiem. Pisarzem, ale także poetą i secenarzystą filmowym, co jest bardzo widoczne w książce. Był asystentem Garcii Marqueza i został okrzyknięty jego godnym następcą, co daje mu znakomitą rekomendację. Do książki zabierałam się z wielką nadzieją, która nie została zawiedziona.
Całość książki podzielona jest na dwa akty z antraktem. Akt pierwszy zawiera wprowadzenie do najważniejszych wydarzeń. Antrakt to notatki jednego z dwóch głównych bohaterów, pozwalające nam zrozumieć jego zaangażowanie uczuciowe w relacje z dawną miłością, akt drugi to nic innego jak szereg kluczowych dla powieści zdarzeń. Autor poprzedza powieść spisem osób dramatu i ich krótkim opisem, dzięki czemu książka nabiera pewnych cech scenariusza filmowego.
Lina Catalę poznajemy jako żonatego, ustatkowanego mężczyznę o dobrych manierach. Jego relacja z żoną - Marują po 25-ciu latach małżeństwa mimo, że nie ma między nimi szczególnej dramaturgii pozostawia wiele do życzenia. Żyją nie z sobą, lecz obok siebie. Od lat mają te same rozrywki, ten sam niezmienny tryb życia. Miewają ciche dni, lecz zawsze potem godzą się bez większych emocji.
Pewnego ranka Lino zastaje swoją żonę w kuchni martwą. Nagła śmierć zabrała ją w trakcie przygotowywania śniadania. Łagodnie, cicho, szybko. Rozpacz i smutek ogarniają Lina wielką mocą, na dlugie lata. Jego wdowieństwo paradoksalnie z czasem okaże się początkiem jego życia.
Oto pewnego dnia Lino poznaje Larrego Po - dziwaka, aktora - statystę, taniego komedianta bez powodzenia na scenie. Jest to przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Są sobie wzajemnie potrzebni. Obaj starcy pomagają sobie nawzajem zrozumieć błędy swojego życia, przeoczone szanse, rany zadane najbliższym, niespełnione marzenia.
Larry Po naprawdę nazywa się Aristides Antunez, choć wielu ludzi zna go pod jeszcze innymi nazwiskami. Dla niektórych bywał Abdulem Simbelem, dla innych Benito O'Donnelem, Pierrem Merimee, Eduardem Sanpedro, Lucasem Vasallo, Placidem Gutierrezem lub nawet Elizabeth Bruhl. Z zamiłowania do aktorstwa każdej z tych postaci przypisywał inne cechy charakteru, charakterystyczne ruchy, wymowę, życiorys... By nie zapomnieć, którą z postaci był podbijając kobiece serca robi notatki w czerwonym zeszycie, który jest jednocześnie jego pamięcią, spowiedzią i usprawiedliwieniem. Wśród tych wszystkich kobiet zapisanych w zeszycie najważniejszą jest jednak tytułowa Ester, jego sens życia, wspomnienie z młodzieńczych lat.
Powieść ta jest do ostatniej strony zaskakująca i nieprzewidywalna. Czy Larry Po odnajdzie swoją ukochaną Ester? Czy ona go przyjmie i zaaceptuje takiego jakim jest? Czy Lino dowie się o swojej żonie tego, czego nie wiedział, a co powinien był wiedzieć jako mąż za jej życia? Czy wybaczone zostaną dawne urazy i pretensje? I czy można pogodzić się ze swoim życiem pod sam jego koniec, kiedy na niewiele mamy już wpływ, gdy nie słucha nas nasze własne ciało, a co dopiero inni ludzie?
To optymistyczna powieść o życiu i śmierci, o starości, która czeka większość z nas, o jej niedolach, lękach ale i nadziejach. O przyjaźni bezgranicznej i bezwarunkowej. Bezinteresownej przyjaźni od pierwszego wejrzenia. W końcu, jest to powieść o Hawanie oddająca jej klimat, nastrój, jej zapachy, kształty, myśli mieszkańców. Pięknie napisana książka, która rysuje wyraźne obrazy przed oczami czytelnika, pisze scenariusz do filmu, który odpowiada na najważniejsze pytania.