Kolejny dziennik pilchowy pisany w latach 2017-2018, jest inny od poprzednich, bo i autor się zmienił. Dominują w nim starość, choroba, samotność. Już pierwsze zdanie odpowiednio nastawia czytelnika: „Nigdy nie byłem tak stary, nigdy nie byłem tak chory, nigdy nie zabierałem się do pisania z tak ściśniętym sercem i nigdy moje serce nie było tak wezbrane nadzieją.” Wszystko tu jasne, tylko nadzieja intrygująca. Skąd ona, na co?
Mamy tu nieuchronne pogodzenie się ze starością, osiąga Pilch wiek 65 lat, czas zastanowienia się jak się przeżyło życie, czy może coś poszło nie tak, w sumie dosyć to wszystko smutne. Musi też się godzić z nieuchronną utratą sprawności: „Już do końca będę facetem z laską. To ja już tak stary jestem?”
Trochę za mało jak dla mnie tego, co najbardziej mi się w dziennikach pilchowych podobało: przenikliwego, ostrego i pełnego humoru komentarza na temat bieżącego życia politycznego czy kulturalnego. Przebłyski się zdarzają, gdy pisze o wizycie Trumpa w Polsce: „najtragiczniejszą i najtrywialniejszą, najwulgarniejszą i najtańszą, najuboższą i najbardziej upokarzającą – z Powstaniem Warszawskim na czele – wersję dziejów Polski Donald Trump Polakom przedstawił. I rzecz jasna bardzo się ta wersja wszystkim Polakom zgromadzonym na placu Krasińskich podobała.” Albo o wielce popularnym ostatnio micie, że Lech był dobry, a Jarosław jest zły. Ale chciałoby się tego więcej...
Trochę tam ciekawych wpisów literackich. Porównuje na przykład Pilch technikę pisarską Izaaka Babla i Tomasza Manna, przywołuje obecnie kompletnie zapomnianego Kalmana Segala „zrozumiałem, jakiego – zawsze skłonna do rozrzutności – literatura polska miała w swych szeregach majstra.” (chyba sięgnę po tego autora!). Zachwyca się Nabokovem: „Kolejny raz przeczytałem 'Obronę Łużyna'. Wielbię Nabokova niezmiennie. Choć coraz mniej wiem za co.”
Dosyć ciekawe daje Pilch rady dla chcących pisać: „Chcecie zostać pisarzami? Przede wszystkim wystarajcie się o neurotyczne matki. Reszta przyjdzie sama.” Poza tym ważne jest przepisywanie swoich tekstów: „Z pewnymi zastrzeżeniami wierzę w pisanie. Bez najmniejszych zastrzeżeń wierzę w przepisywanie.” Stosowałem się do tej rady pisząc tę recenzję...
W sumie brakuje temu dziennikowi blasku poprzednich tomów, ale cóż, starość nie radość... Niemniej książka kończy się zagadkowo: „Tak się składa, że moja starość to jest najświetniejszy czas, jaki kiedykolwiek był mi dany.”