Kilka miesięcy temu odkryłem kilka serii sci-fi, które w czasach PRL cieszyły się sporym uznaniem czytelników. Właściwie każdy większy ówczesny wydawca miał swoją sztandarową serię, z których chyba najbardziej popularna, najstarsza i licząca sobie najwięcej tomów (bo ponad 120) była Fantastyka - Przygoda Iskier czy tzw. seria "Ze słoneczkiem" Wydawnictwa Poznańskiego. Trzecią i jednocześnie najmłodszą z wyżej wymienionych kolekcji wydawniczych jest natomiast seria Z Kosmonautą, która wystartowała w 1978 roku, liczy sobie blisko 40 tytułów i ostatecznie została zamknięta w 1990 roku. I właśnie dziś sięgniemy po jedną z pozycji sygnowanych logiem Kosmonauty.
"Człowiek z dwóch czasów" irlandzkiego pisarza Boba Shawa, to druga powieść w jego, liczącej prawie 30 tytułów, bibliografii. W Polsce wydano dosłownie kilka książek tego autora, w tym w ramach, wspomnianej już, serii Fantastyka - Przygoda. "Człowiek z dwóch czasów" pierwotnie ukazał się w 1969 roku, polski czytelnik musiał jednak poczekać kolejnych dziesięć lat. Czy było warto?
Powieść zaczyna się co najmniej intrygująco, od telefonu, jaki odbiera John Breton. Nieznany mu rozmówca mówi: "Żyjesz z moją żoną już prawie dziewięć lat, więc przyszedłem, żeby ją zabrać". I wieczorem faktycznie się zjawia. Problem w tym, że facet wygląda zupełnie jak John i przedstawia się jako... Jack Breton. Nie jest to jednak zaginiony brat-bliźniak głównego bohatera, a jego alternatywna wersja z równoległego świata. W tym świecie - nazwijmy go "A" - żona Jacka - Kate zginęła z rąk psychola, w świecie Johna (w Świecie B), Jack w porę przenosi się w czasie, zabija mordercę i tym samym ratuje Teraz Jack ubzdurał sobie, że odzyska Kate i przejmie życie Johna, a zaczyna od wproszenia się do domu Bretonów...
Sama koncepcja równoległych światów jest fascynująca i całkiem nieźle przedstawił ją Artur Urbanowicz w powieści "Paradoks", temat ten jest także poruszany w niektórych opowiadaniach Jacka Sawaszkiewicza ze zbioru "Kronika Akaszy: Inicjacja". "Człowiek z dwóch czasów" też zaczął się całkiem nieźle - tajemniczy telefon mocno zagęszcza atmosferę, ale gdy pojawia się doppelgänger i jakby nigdy nic, wchodzi z butami w życie bohaterów, właśnie w tym momencie poczułem pierwszy zgrzyt. Moment, w którym Breton ze Świata A, wprowadza się do Bretona w Świecie B, jest cholernie naciągany. Tym bardziej, że facet mówi wprost: przyszedłem po naszą żonę i chcę, żeby była tylko moja. Serio, wpuścilibyście takiego typa do chaty? Ja prędzej spuściłbym mu łomot i wywiózł do lasu. Tymczasem Bob Shaw idzie w zupełnie przeciwną stronę i buduje dziwną relację pomiędzy Johnem, Jackiem i Kate. Ten osobliwy trójkąt staje się fundamentem całej fabuły i bardzo dużo jest tu powieści psychologicznej. Chłodne stosunki między Johnem a jego żoną, jeszcze bardziej zagęszczają atmosferę, co Jack stara się wykorzystać na swoją korzyść. Cała dalsza intryga, często ocierająca się o thriller jest całkiem nieźle napisana. Owszem, sama obecność Jacka w domu Bretonów jest z założenia naiwna, ale też biorę poprawkę na to, że w literaturze z lat '50, '60 czy nawet '70, jest sporo rozwiązań po prostu głupich.
Mimo wszystko "Człowieka z dwóch czasów" czyta się całkiem nieźle, choć jest to książka typu "maczkiem pisane". Ma wprawdzie tylko 140 stron, ale gdyby kiedykolwiek doczekała się normalnego wydania, pewnie miałaby te 300 stron. Czyli w sumie przeciętnej długości tekst, w którym nie powinno być miejsca na zbyt przesadnie długie opisy i niepotrzebne wątki. I o ile te pierwsze są zwięzłe, a styl Shawa raczej przyjemny w odbiorze, o tyle pan Bob pozwolił sobie na sceny i wątki "od czapy". Serio, pojawia się tu chociażby motyw końca świata czy generała nadzorującego tworzenia nowego typu pocisków. Te wątki znikają jednak równie szybko, jak się pojawiają i zostaje jedynie myśl: "po cholerę to było?". To nic nie wnosi do fabuły, jest niepotrzebne i tylko rozmydla teatralny klimat powieści. Bo właściwie większość scen rozgrywa się w domu Bretonów, są też inne lokacje, ale dom jest najważniejszy. Tę teatralną atmosferę, mimo, że rozwodnioną przez samego autora i kiepską redakcję oryginału, dostrzegli twórcy Teatru Telewizji i w 1982 roku książka doczekała się adaptacji, w której główne role zagrali Jerzy Kryszak i Gabriela Kownacka. Niestety, nigdzie nie mogę znaleźć tego spektaklu, pozostaje jedynie śledzić program TVP Kultura, bo najprędzej tam puszczą jakąś powtórkę.
Sam wątek paradoksu czasowego jest całkiem nieźle przedstawiony. Niektórzy teoretycy traktują podróże w czasie i światy równoległe, jako jedno wynikające z drugiego. I Bob Shaw też trzyma się tej koncepcji. I gdyby nie zbaczał z obranego kursu, nie wciskał tu jakiś nic nieznaczących wątków pobocznych, to mogłaby to być co najmniej dobra książka. A tak... Zabiedza przeciętnością.
Moje wrażenia po lekturze? Mieszane. Nie będę Was oszukiwał, że jest inaczej. Powieść ma potencjał, ale mam wrażenie, że nie w pełni wykorzystany. Generalnie "Człowiek z dwóch czasów" to średniak, który można przeczytać, ale nic się nie stanie jak nie poznacie tej opowieści. I niech to będzie puentą tej recenzji. A przy okazji, skoro jest to mój pierwszy tekst w 2024 roku, życzę Wam wszystkiego dobrego i dużo fascynujących lektur.
© by MROCZNE STRONY | 2024