"Wicek, myślałam, że umrę, jak zobaczyłam ten węzełek na podłodze! W niedzielę była pełnia, księżyc tak jasno świecił (...), że w pierwszej chwili pomyślałam, że dzieje się cud..."
Ach! Co to za klimatyczna historia, w sam raz na świąteczny czas. Czytałam ją z prawdziwą przyjemnością i taką błogością w sercu. Gdy za oknem pogoda stroiła sobie żarty, "Srebrny węzełek" okazał się bezpieczną przystanią, która roztoczyła przede mną iście bożonarodzeniową scenerię. I nie chodzi tu tylko o warunki atmosferyczne, ale przede wszystkim o ciepło wylewające się z kart książki i wpływające prosto do spragnionego magii serca. Żal było mi rozstawać się z tymi bohaterami, po prostu żal...
Akcja zimowej powieści Małgorzaty Manelskiej toczy się wokół tytułowego srebrnego węzełka, tajemniczego pakunku znalezionego przez wiekową już Rozalię. Wydarzenie to pociąga za sobą liczne zmiany i to nie tylko te widoczne gołym okiem, ale przede wszystkim duchowe przeobrażenia, dokonujące się na naszych oczach. Czasem gubimy się w naszym życiu i nie potrafimy odnaleźć właściwej drogi. Potrzeba bodźca, który pchnie nas w odpowiednim kierunku, zwróci uwagę na nieistotny dla nas do tej pory szczegół. Tak było i tym razem. Z pozoru nieprzyjemne zdarzenie dało w efekcie ciąg miłych wypadków, które zaowocowały prawdziwym szczęściem i spełnieniem.
Choć "Srebrny węzełek" ma pozytywny wydźwięk, nie brak tu też pełnych wzruszenia scen. Autorka nie unika trudnych tematów, wręcz przeciwnie, otwarcie pisze o porzucaniu dzieci i konsekwencjach tego czynu. Przywołuje problem pijaństwa rodziców skutkujący brakiem odpowiedzialności za małe istoty wymagające opieki i troski. Zwraca uwagę na tęskniące serca porzuconego potomstwa, które gotowe jest o wszystkim zapomnieć w zamian za odrobinę zainteresowania. Przeraziło mnie to, ta przeogromna potrzeba dzieci bycia zaakceptowanym j przynależnym do kogoś.
Tematy te, choć smutne, wcale nie pogłębiają ciężaru tej historii. Owszem, zwracają uwagę na pewne istotne kwestie, jednak bardzo szybko do głosu dochodzą pozytywne wibracje. Duże znaczenie ma tutaj dwójka bohaterów: Wincenty i Rozalia (określana przez lokalną społeczność mianem "ojca Mateusza w spódnicy"), którzy umiejętnie rozładowują nagromadzone na kartach książki napięcie. Nie bez znaczenia są tu również krótkie opisy nadchodzących wydarzeń na początku każdego rozdziału, utrzymane w żartobliwym tonie. Dzięki tego typu zabiegom autorce udało się przemycić do książki wiele ważnych treści, przy jednoczesnym zachowaniu lekkości lektury.
Zaczynając książkę miałam pewne obawy, że będzie ona zwykła, taka powszednia. Bałam się, że nie poruszy mojego serca jak poprzednie tytuły tej autorki. W sumie to nawet nie jestem w stanie stwierdzić z czego ten lęk wynikał. Wiem jedynie, że był całkowicie bezpodstawny, gdyż "Srebrny węzełek" bezapelacyjnie zdobył moje serce i z ogromną przyjemnością będę go polecać wszystkim miłośnikom wzruszających historii.
Moja ocena 9/10.