Tytułowy „Sprzedawca” to nie kto inny jak Kacper Berger – wyznawca prawa dżungli, pozbawiony skrupułów, wyrachowany, cyniczny, zepsuty, ale i charyzmatyczny, przystojny i bogaty. Takie połączenie okazuje się być wyjątkowo sprzyjające dla bezwzględnego i cierpiącego na niedobór sumienia i empatii mordercy. Obok pogoni za pieniędzmi i spełnianiem patologicznej ambicji Berger zajmuje się także polowaniem – na młode kobiety, które następnie zabija. Seria zaginięć dziewczyn przyciąga uwagę komisarz Marii Falk, która odnajduje między nimi pewne powiązanie. Na ile śledczy instynkt policjantki okaże się trafny?
O ile wcześniejsze książki autora były dość proste do gatunkowego zakwalifikowania, o tyle ta pozycja jest swoistym mixem i pewnego rodzaju literackim eksperymentem – w mojej ocenie udanym, choć nie bez wad. Połączenie kryminału z thrillerem jest w tym wypadku nietypowe z uwagi na narrację, na jaką zdecydował się autor. Już po samym spojrzeniu na okładkę wiemy, kim jest mordercą i to właśnie on prowadzi nas przez meandry fabuły. Ujawnienie najciekawszej zagadki na wstępie lektury nie jest niczym innowacyjnym, natomiast snucie opowieści tak, jak gdyby narrator, a tym samym zabójca był wszechobecny jest już dla mnie pewną nowością. Jest to zabieg dziwny i nietypowy, dlatego może wywołać sprzeczne emocje – podobnie jak rozwleczona fabuła. Zarówno narracja, jak i powolność akcji dla mnie stanowiły duży atut, ale z pewnością taki sposób prowadzenia przez lekturę zawiedzie część czytelników.
Nie zagrały mi niuase, takie jak irytujące wstawki po angielsku, których stosowania niestety nie rozumiem. Być może brzmią one bardziej uniwersalnie i mają szerszy zakres interpretacji, ale sięgając po książkę napisaną po polsku oczekuję, że ilość wyrazów pochodzenia obcego będzie ograniczona do minimum. Samo środowisko, w jakim poruszał się główny bohater, tj. świat biznesu to całkowicie nie moja bajka przez co książkę czytałam z mniejszym zainteresowaniem niż poprzednie pozycje autora.
Nie można nie zauważyć pewnego podobieństwa Kacpra Bergera do głównej postaci z „American Psycho”. Wiele recenzentów przy okazji opinii o „Sprzedawcy” decyduje się na pewnego rodzaju „rozprawkę porównawczą”, w której próbuje dowieść, że najnowsza książka autora jest polską i słabszą wersją dzieła Breta Eastona Ellisa. Z wyjątkiem kilku podobieństw te dzieła są dla mnie zupełnie odrębnymi opowieściami, obie pozycje opisują zupełnie inne realia, innych ludzi, a co najważniejsze dzieli je niemal 30 lat. Podobne cechy bohaterów w książkach nawet tego samego gatunku to żadna anomalia, a jednak robi się wokół takiej zbieżności sensację i często sili na gorzkie porównania. Idąc tym tokiem myślenia, podobieństw można doszukać się wszędzie, ale pozostańmy w obrębie książek Krzysztofa Domaradzkiego. Skoro Kurt Wallander był lubującym się w alkoholu policjantem to Tomasza Kawęckiego z łódzkiej trylogii też powinno się uznawać za jego kopię? Owszem, pewne źródła inspiracji rzucają się czytelnikowi w oczy, ale porównywanie książek i autorów tak różnych od siebie tylko na podstawie wspólnych cech skonstruowanych przez nich bohaterów uważam za zgubne i krótkowzroczne.
Krzysztof Domaradzki w swojej najnowszej książce przedstawił pewien wycinek patologicznej biznesowej rzeczywistości, którą miał okazję poznać za sprawą pracy w największym polskim miesięczniku ekonomicznym. Szczerze zachęcam do lektury „Sprzedawcy” i przekonania się na własnej skórze jak autorowi udało się połączyć wiedzę ze świata biznesu z mroczną, ale i trzymającą w napięciu zagadką kryminalną.