Sprawiedliwość to rzecz względna. Szczególnie w dzisiejszych czasach. Pierwsze porównanie jakie przychodzi mi do głowy, to kary za przestępstwa (przykładowo): gwałt i znęcanie się nad zwierzętami. Kto dostanie wyższą karę? Odpowiedź jest chyba oczywista, co nie znaczy, że to właśnie krzywdzenie zwierzaków jest większą zbrodnią. Ale takie mamy dziwne prawo. Przynajmniej w tym się zgadza nasza rzeczywistość z zasadami panującymi na Dominium, niemoralne, najzwyczajniej w świecie chore zasady.
Elizja jest szesnastoletnią betanastolatką, klonem swojej Pierwszej, stworzonym tylko po to, by usługiwać najbogatszym ludziom na świecie, mieszkającym na jednej z wysp archipelagu, zwanej Dominium. Klony są tworzone wyłącznie po to, żeby służyć, nie posiadają duszy, mają wszczepione do ciała dwa chipy, jeden przy mózgu, drugi przy sercu. Nie potrafią odczuwać. Nie wymagają, nie marzą, NIE CHCĄ niczego, po prostu istnieją dla ludzi, dla ich widzimisię, jako budowniczy, służący, lokaje, towarzysze, kontrolerzy tlenu… jednym słowem, odwalają za snobów czarną robotę. Dlaczego? „Urok” Dominium sprawia, że odechciewa im się wykonywania jakiejkolwiek pracy, zanurzenie się w fioletowo-różowych wodach Io powoduje u nich maksymalne odprężenie, pracownicy, których sprowadzono wcześniej na rajską wyspę, po kilku dniach przestali nawet udawać, że cokolwiek robią. Dlatego tworzone są klony. Jako istoty bez duszy nic nie czują, więc atmosfera Dominium nie ma na nich wpływu.
Ale nie na Elizję. Kiedy dziewczynę kupuje bogata persona, po pewnym czasie przebywania w jej domu, Elizja odkrywa, że budzą się w niej emocje, nie te, które podpowiada jej mózg, nie takie, które chip dostarcza jej z interfejsu, ale same z siebie. Jakby tego było mało, odczuwa smaki, wie jednak, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, inaczej zostałaby dezaktywowana. Dni mijają, a Elizja orientuje się, jakimi fałszywymi informacjami obdarzyli ją jej „władcy” [czyt. ludzie], wie, że prawdziwych informacji nikt jej nie poda, gdyby ktoś dowiedział się o tym, że jest defektem, skończyłoby to się dla niej śmiercią, ewentualnie poprzedzałyby ją wymyślne tortury. Prawdy może się dowiedzieć jedynie poprzez własne doświadczenia.
To nie jest debiut Rachel Cohn. Pierwszą książkę wydała w 2002 roku, od tamtego czasu opublikowała już 11 książek. W takim tempie dość szybko możemy się odczekać kolejnej części „BETY”, która jest pierwszą częścią cyklu powieści z pogranicza sci-fi i fantasy. I powiem Wam, że już nie mogę się doczekać drugiego tomu. Autorka serwuje nam bogate słownictwo, idealnie dopasowane w czas akcji, interesujące (a to nowość, bo w większości przypadków są nudne) opisy, odważną, niedenerwującą czytelnika główną bohaterkę.
„BETA” to opowieść to klonie, o dziewczynie, która pragnie być normalna, która chce mieć własne prawa, która nie chce być czyjąś zabawką. Dla mnie Elizja niewiele różni się od ludzi, w każdym razie pod względem fizycznym, psychikę ma jak każdy człowiek. Z wyglądu wyróżnia się jedynie oczami w kolorze fuksji i znakiem po „zaszczepieniu”, które posiada każdy klon, pozwalają one ludziom zorientować się, że dany osobnik jest klonem.
Lekturę pochłonęłam nad wyraz szybko, gdyż sięgnęłam po nią przedwczoraj wieczorem, a skończyłam dziś w południe. Przyjemnie się ją czyta, opisy ciekawią, nie są przydługie, dialogi są rozbudowane, główna bohaterka nie jest jakąś tępotą, wręcz przeciwnie, jest bardzo inteligentną osóbką i nie chodzi mi jedynie o to, że ma wszczepioną w mózg encyklopedię… Jedyne co mnie lekko zdekoncentrowało, to jej relacje z Tahirem, a pod koniec z Alexem. Ale można to pominąć, jeśli pod wgląd weźmiemy liczne zaskakujące fakty, których znaczna ilość pojawia się w drugiej połowie książki. Co najważniejsze, jest to lektura, z której dość sporo nauk można wyciągnąć, jest taką perełką wśród młodzieżówek. Jakie morały drzemią w „BECIE”, tego sami się dowiecie, jeśli po nią sięgniecie (i na koniec mi się zrymowało xd).
5,5/6
Za książkę bardzo serdecznie dziękuję wydawnictwu Czarna Owca
→ by C.C.Clouds
http://mybooksmylife.blog.pl/2014/01/beta/