Dan Simmons w ostatnim czasie wprowadził mnie w wyjątkowy stan, w którym zacząłem szukać ciemnych stron Indii oraz kultu bogini Kali. Ile w tym prawdy, a ile wymysłu autora? Po pomocną „dłoń” sięgnąłem bezpośrednio z zaniedbanej dotychczas półki po tytuł Grzegorza Kapli „Oblicza śmierci”. Książka w swoim czasie kupiona pod wpływem bliżej mi niezrozumiałym, ale jeśli idąc za jej opisem, miała dostarczyć wyjaśnień pojęcia „śmierci” na przykładach żywcem wyjętych z kultur mniej lub bardziej rozwiniętych części naszego globu. Wszystko się zgadzało, Grzegorz Kapla to dziennikarz, a przede wszystkim podróżnik. Czy zatem był w Indiach i poznał kult bogini Kali?
Momentami wydaje mi się, że pojęcie śmierci w obecnych realiach naszego cywilizowanego świata stała się jedynie kolejnym etapem życiowej ścieżki. Śmierć niemal codziennie pokazywana jest w publicznych mediach w ujęciu wojen, tragicznych wypadków, czy przecież tak jak ostatnio, w postaci głośnych królewskich doniesień z najwyższej półki. Jest też i ciemniejsza strona, gdzie za pomocą komunikatorów przesyłane są pomiędzy użytkownikami filmiki z egzekucji, bezpośrednie zbliżenia na rozczłonkowane ofiary nieudanych samobójstw, czy pozostałości po skoczkach z najwyższych pięter. Oglądane na telefonie jako przerywnik w pracy, czy codziennego obiadu.
Grzegorz Kapla również ukazuje oblicze śmierci, ale w jej duchowym wydaniu. To, że jest podróżnikiem pozwala mu dotrzeć w miejsca, gdzie pewnie każdy z czytelników ujmowałby takie lokacje jako doskonałą formę rekreacji a nie jako miejsce domniemanej kaźni. Tak też min. odkrywamy obrzędy stosowane przez Aborygenów, plemiona zamieszkujące tereny Papui czy Afryki oraz wielu podobnych. Faktycznie, w tych i wielu innych przytaczanych przypadkach ich wyraz może szokować ze względu na prymitywność a zarazem bezpośredniość w kwestii przeprowadzanych działań. Może i nie musi, bo przecież każda kultura pojmuje śmierć na swój sposób. Można przecież modlić się w głębokiej ciszy pod „Ścianą płaczu” w Izraelu i można hucznie świętować ją podczas parady w Meksyku. Każdy przeżywa ją godnie wg własnej kultury i to chyba jest najważniejsze.
„Oblicza śmierci” to nie tyle podróż po różnych zakątkach świata, ale przede wszystkim próba uchwycenia wartości zmierzchu życia. Celebracji odejścia najbliższych oraz dbanie o to, by dusza zmarłego dotarła w odpowiednie miejsce oraz nie chciała wrócić. Przykładów jest mnóstwo, więc trudno jest określić początek i koniec tej drogi. Moja dążyła do Indii i teraz mogę już potwierdzić. Tadź Mahal to symbol tej piękniejszej opowieści. Ta ciemniejsza? Cóż, cieszę się, że spotkaliśmy się ponownie.