Pod koniec czerwca spotkaliśmy się z Bartłomiejem Kowalińskim na krakowskim Kazimierzu i dobrych kilka godzin rozmawialiśmy o książkach. Powiedział mi wówczas o wyzwaniach, jakie wziął na swoje barki w związku z trzecią powieścią. Pomyślałem wtedy, czego mu oczywiście nie powiedziałem, że jak dowiezie połowę z nich, to odznaka “dzielny pisarz” na stałe zagości w klapie jego marynarki.
Kiedy przeczytałem maszynopis “Potwora z Podhala” nasza czerwcowa rozmowa ponownie odżyła w mojej pamięci. Bartek nie tylko osiągnął to, co obrał sobie za cel, ale zrobił to w stylu, którym niezwykle mi zaimponował.
Kto ogląda moje rozmowy z autorami ten wie, że często pytam ich o to, jak dojrzewa pisarz. Bardzo mnie ten proces fascynuje i lubię słuchać refleksji swoich rozmówców na jego temat. “Potwór z Podhala” drodzy Państwo to najlepsza z dotychczasowych powieści Autora, będąca świadectwem jego literackiego rozwoju i ambicji, która pcha go ku niemu.
Pamiętam jakim przebojem wkradł się Bartek na kryminalne salony. Czytelnicy i recenzenci rozpływali się nad “W zmowie z mordercą”, podkreślając niepowtarzalny klimat powieści, oryginalny koncept fabuły i niezwykle interesującego bohatera. Kontynuację przygód dziennikarza Pawła Wolskiego, zatytułowaną “Twarz bestii”, przyjęto dużo chłodniej, chwilami krytycznie. Autor mówił mi wówczas, że wsłuchuje się w te głosy z autentyczną uwagą i są dla niego cennym feedbackiem. Ani przez moment nie przestał wierzyć w siebie, w swój pomysł na tę serię, bohatera, którego stworzył i to, w jaki sposób chce konstruować swoje powieści oraz na jakich fundamentach je opierać.
Czym zatem różni się “Potwór z Podhala” od poprzednich części serii i co moim zdaniem decyduje o uznaniu tej powieści za najlepszą w dorobku Pisarza?
Skomplikowana i wielopłaszczyznowa zagadka kryminalna - to po pierwsze. Powieść można by określić jako zapis spektakularnego śledztwa, które porywa nas od pierwszych stron, angażuje naszą uwagę i sprawia, że skrupulatnie zbieramy poszlaki, chcąc pomóc głównemu bohaterowi. Kowaliński serwuje czytelnikowi ambitne, przenikliwe i niezwykle tajemnicze dziennikarskie dochodzenie. Śmierć pracownika redakcji jednej z gazet, który nalegał na spotkanie z Pawłem Wolskim, staje się preludium wydarzeń, w których nikt nie jest bezpieczny. Co takiego chciał przekazać dziennikarzowi? Czy te informacje kosztowały go życie? Jaki związek ma śmierć niedoszłego rozmówcy z tajemniczym zaginięciem młodej kobiety sprzed niemal ćwierć wieku? Im dalej w las, tym bardziej nasz bohater nabiera pewności, że seria dziwnych zbiegów okoliczności jest tak naprawdę starannie zaplanowanym scenariuszem.
Drugim, nie mniej istotnym, atutem powieści są szybki bieg wydarzeń i liczne zwroty akcji. Wspólnie z Pawłem Wolskim będziecie się mylić wielokrotnie. Doświadczycie, podobnie jak on, silnego przywiązania do konkretnego tropu, stworzycie w umyśle scenariusz wydarzeń, który po chwili runie niczym domek z kart. Siłą powieści Kowalińskiego jest upór jego bohatera, który przekuwa każde potknięcie w szansę na ponowne zrozumienie motywu sprawcy. Wolski działa metodycznie, logicznie, ale są chwile, gdy zatraca się we własnych podejrzeniach. Żona Paulina jest dla niego niczym wentyl bezpieczeństwa, który stale przypomina mu, żeby brał pod uwagę uczucia i emocje drugiej strony - kimkolwiek ona jest.
Bartłomiej Kowaliński włożył dużo wysiłku w kreacje postaci drugoplanowych, których mamy tutaj całą plejadę i które łączy ze sobą siatka powiązań, istotna z punktu widzenia przebiegu śledztwa. Każda z postaci skrywa jakiś sekret, każda ma coś za uszami i każda ma swoje miejsce w mrocznej układance Autora. O dojrzałości pisarza świadczy fakt, jak umiejętnie korzysta z potencjału postaci z wcześniejszych tomów serii. Jeżeli polubiliście, tak jak ja, inspektora Dębskiego i komisarza Czerskiego - będziecie ukontentowani.
Wielu pisarzy szczyci się tym, jak umiejętnie przenosi nas do rozmaitych miejsc akcji. Kowaliński potrafi to, jak mało kto. Moim zdaniem jego sekret tkwi w tym, że on autentycznie kocha góry, są dla niego drugim domem i dlatego z taką lekkością, autentycznością i kolorytem zabiera nas w nie po raz kolejny. Podczas gdy karty innych powieści szeleszczą, te z serii o Pawle Wolskim mają dźwięki górskich potoków, śnieżnych zamieci i porywistego wiatru. W “Potworze z Podhala” Autor bez wątpienia zostawił cząstkę siebie, swoich wypraw i eskapad.
Na koniec jeszcze jeden smaczek… W żadnej z dotychczasowych powieści Bartłomieja nie spotkałem tak wielu ciekawostek historycznych. Idealnie komponują się ona z fabułą powieści, czyniąc ją dojrzalszą i jeszcze bardziej atrakcyjną.
Brawo Bartek. Tak dojrzewa pisarz!