Pierwsze co przyciąga do powieści Paula Kellera to okładka. Ma zupełnie inną fakturę niż większość książek wydawanych na naszym rynku księgarskim. Jest bardziej błyszcząca i pokryta cieniutką folią. Kiedy spojrzymy na obrazek znajdujący się na okładce wiemy, że czeka nas powieść o charakterze obyczajowym, osadzona gdzieś na początku XX wieku. I dokładnie to otrzymujemy.
Tytułowa bohaterka - Marie Heinrich - to młoda i silna dziewczyna, która po śmierci swego ojca przejmuje niejako jego rolę w opiece nad rodzeństwem i pomaga swej matce w codziennych obowiązkach. Jest, jak na tamte czasy, niezwykle odważna i nie boi się bronić swoich poglądów. Przez mieszkańców wsi uważana jest za kobietę mało urodziwą, acz heroiczną i pracowitą. Szczególnie mężczyźni, przyzwyczajeni do swoich cichych, uległych i spokojnych żon, uważają ją za osobliwe zjawisko i zwyczajnie odczuwają w jej towarzystwie strach wymieszany z podziwem. Marie sprawuje pieczę nad swoim rodzeństwem, które wychowuje dość surową ręką. Nie jest jednak oziębła w kontaktach z najbliższymi i potrafi okazać im miłość i oddanie. Jednak sama o sobie ma niezbyt dobre zdanie. Uważa się, za kobietę mało urodziwą, zbyt wysoką i potężną. Kiedy w okolicy pojawia się nauczyciel Neuman, Marie po raz pierwszy zaczyna odczuwać fascynację i pożądanie, którego nie jest w stanie ukryć. Jednak los ma dla niej wiele przykrych niespodzianek, które pokrzyżują jej plany.
Przyznam, że początkowo zupełnie nie potrafiłam odnaleźć się w tej powieści. Pierwsze 30 stron tekstu notorycznie wywoływało u mnie ziewanie i zniechęcenie. Jednak z czasem wciągnęłam się w fabułę i z przyjemnością doczytałam ją do końca. Styl pisarza jest bardzo specyficzny. Książka po raz pierwszy została opublikowana w 1926 roku w kilka lat przed śmiercią pisarza. Sam Keller uważany był za osobę niezwykle konserwatywną i religijną. Widać to na każdej ze stron. Czasami nieco frustrowałam się, kiedy to czytałam jak to kobieta powinna rodzić dzieci i opiekować się domostwem, bo to jest dla niej największym błogosławieństwem. Fragmentami wręcz bluźnierczo wypowiadał się na temat kobiet, które nie decydują się na dzieci, używając bardzo wyrazistych epitetów. Opisy w których autor ukazał w jaki sposób mężczyźni traktowali swe żony, również dawały do myślenia. Przytoczę tutaj fragment, w którym jeden z bohaterów - miejscowy kowal - pokazał się swej żonie w eleganckim fraku:
"Stała przed nim z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami, nie mogąc złapać oddechu. Kowal na szczęście znał się na rzeczy i bez wahania huknął ją otwartą dłonią w plecy."
Przyznaje jednak, że pomimo tych licznych fragmentów, w których kobiety przedstawiane były jako głupiutkie mimozy, książka okazała się kawałkiem relaksującej i wciągającej lektury. Czytelnik może na chwilę przenieść się do innej epoki i przynajmniej starać się zrozumieć decyzję Marie. Miejmy świadomość, że akcja powieści toczy się przed pierwszą wojną, dlatego zarówno priorytety oraz zachowania bohaterów, są dość specyficzne. To opowieść o silnej i niezależnej kobiecie, której duma i własny honor nie pozwoliły być szczęśliwą. Książka troszkę traci na przekazie w dzisiejszych czasach, ponieważ trudno mi sobie wyobrazić aby podobno sytuacja miała miejsce w obecnych czasach.
Polecam przede wszystkim miłośnikom powieści obyczajowych w stylu Austen. Odradzam feministkom bo może im znacząco podnieść ciśnienie.