Książka francuskiego autora mówi o chodzeniu, marszu, pieszych wycieczkach, spacerach z filozoficznego punktu widzenia. Sam bardzo lubię chodzić, czy to po mieście, bardziej po lesie a jeszcze bardziej po górach. Dlatego sięgnąłem po książkę, oczekując nowego spojrzenia i głębszego uzasadnienia marszu, długich wędrówek, czy zwykłego spaceru, ale wrażenia mam mieszane.
Rzecz cała bowiem jest bardzo nierówna. Obok rozdziałów ciekawych, mamy sporo bełkotu, egzaltacji w stylu młodopolskim, przelewania z pustego w próżne. Ma się wrażenie, że autor dostał zadanie napisania książki określonej objętości i wychodził ze skóry, żeby je wypełnić, efekt powstał taki sobie. Zacznę od pozytywów.
Dobry jest rozdział o samotności, pisze autor: „Wędrówka wymaga samotności. W większym gronie nie sposób jej dzielić.” Słusznie, samotne wędrowanie może wręcz prowadzić do doznań metafizycznych (miewałem takie: w górach, w czasie samotnych wycieczek).
Bardzo ciekawe są portrety artystów i filozofów, którzy uwielbiali chodzić, maszerować, wędrować. Tak jak Nietzsche, któremu w czasie spacerów przychodziły do głowy najlepsze idee przelewane później na papier. Czy Rimbaud, dla którego wędrówka stała się prawdziwą obsesją życiową. Albo Rousseau który: „przyznawał, że naprawdę myśli, tworzy, inspiruje się tylko wtedy, kiedy chodzi.” A wędrował wiele, choćby ze Szwajcarii do Paryża przez dwa tygodnie. Ciekawie pisze autor o Immanuelu Kancie, tym maniaku regularności, zwanym zegarem Królewca. Codziennie odbywał długi spacer o tej samej godzinie, niezależnie od pogody.
Może najlepszy jest rozdział o Thoreau, tym ekstremalnym minimaliście i naturaliście, pieszo przemierzającym dzikie tereny Ameryki. Autorze fascynującego dzieła 'Walden' (wciąż czeka na przeczytanie!), zapisu swojego doświadczenia dwóch lat samotnego życia w lasach. Twórcy nowego systemu wartości: „Zamiast pytać, co przyniesie takie czy inne działanie, powinniśmy się zastanawiać, ile chwil czystego życia będzie nas ono kosztować.”. Proponuje Thoreau czysty minimalizm: pracować tylko tyle ile konieczne, codziennie odbywać długie spacery, nie uczestniczyć w wyścigu szczurów. Piękna to koncepcja życia, ale czy realna?
Niestety, większość książki składa się ze zwyczajnego wodolejstwa i niestrawnej egzaltacji, próbka: „Długie jesienne przechadzki pod niepewnym słońcem mącą czas. Lata się rozpuszczają, rozciągają, mieszają. Zawsze ten sam szelest pod stopami, ten sam szum wiatru i bladość dnia. Dzieciństwo było przedwczoraj, wczoraj, przed chwilą, dopiero co, i jego nieskończenie rozcieńczony smutek osiadł na ścieżkach mrocznych, chłodnych lasów.” I tak dalej, i tym podobne. Dlatego, jak już wspomniałem, dostaliśmy do ręki dziełko nierówne.