Książka opowiada o życiu Aleksieja Wangenheima, geografa, którego pasją było badanie i przewidywanie pogody, i który na początku lat trzydziestych został głównym meteorologiem ZSRR. Aresztowany i skazany pod absurdalnymi zarzutami szpiegostwa w 1934 r., odbywa karę w łagrze na Sołowkach; w tym czasie siedział tam prawdziwy kwiat inteligencji rosyjskiej (ci, co nie chcieli albo nie zdążyli wyemigrować), można było z tych ludzi utworzyć dobry uniwersytet. W łagrze Wangenheim degraduje się psychicznie i moralnie: pisze wiernopoddańcze listy do Stalina, układa jego mozaikowe portrety. A potem, w czasie szaleństwa wielkiego terroru, po parodii procesu zostaje rozstrzelany w 1937 r. Żona dowiedziała się o jego śmierci (ale nie o miejscu pochówku) 20 lat później, do tego czasu wciąż żywiła nadzieję... To kolejny stalinowski sposób dręczenia ludzi.
Ciekawa, iście detektywistyczna jest historia odkrycia jego miejsca kaźni i grobu (i grobów tysięcy innych zamordowanych), udało się to dzięki aktywistom Memoriału w 1997 r.
Jest to typowa opowieść łagrowa, czytałem już takich wiele, ale dosyć ciekawie napisana, autor bowiem korzystał z dokumentacji obozowej i listów Wangenheima do żony i córki, pisze wiele o rysunkach wysyłanych do córki, niestety w książce rysunków nie ma. Nie ma też map czy fotografii, o których autor często wspomina. Poza tym rzecz jest przegadana, za długa, zbyt szczegółowa, Wydaje się, że autor nie miał zbyt wiele materiałów o swoim bohaterze, więc ubarwia swoją opowieść opisami różnych typów chmur czy pogodą na krańcach ZSRR, mało to interesujące prawdę mówiąc, chociaż ładnie napisane.
Ciekawsze jest co innego, w końcu książki Rolin pisze: „Ludzie żyjący w XXI wieku zapewne nie będą już pamiętali o światowej nadziei, jaką wzbudziła rewolucja październikowa, jednakże dla dziesiątków milionów mężczyzn i kobiet, pokolenie po pokoleniu, przez pół wieku i na wszystkich kontynentach była ona obietnicą nadzwyczaj realną, żywą, wzruszającą, była przełomem w rozwoju ludzkości, początkiem nowych czasów” czytam to i przecieram oczy: jacy ludzie, gdzie? Bo na pewno nie w Polsce, gdzie bardzo szybko poznano się na sowieckim 'raju'. Chodzi oczywiście o ludzi z Zachodu, w tym i autora, który w młodości mocno komunizował i dla którego ta książka jest formą odkupienia za przeszłe błędy. No i bardzo dobrze, że gość wreszcie przejrzał na oczy: lepiej późno niż wcale.